Weź Ty idź zajmij się żoną, dzieckiem, albo zaplanuj wizytę w Warszawie w październiku. Chłodzę wódkę. Rafie pomaga każdy, począwszy od niego samego, skończywszy na Federerze. Nie ma mitycznej "innej drogi".
Oczywiście w kwestii statystyk. Bez względu na finalny ich kształt i tego, co teraz czuje względem Rogera, zawsze go zapamiętam jako niesamowity talent, być może najbardziej utalentowany tenisowo człowiek, jaki kiedykolwiek trzymał rakietę w ręku (pewnie urodzili się bardziej utalentowani, ale do tenisa nigdy nie trafili). Jak to już bywa w sporcie, musi być ktoś taki - z jednej strony genialny, z drugiej wrażliwy i koniec końców - tragiczny. Zbliża się tym Roger do ludzi i pewnie przez tę słabość, której nigdy nie przeskoczy, ma tak gigantyczną bazę kibiców, którzy wpadają w histerię wszędzie, gdzie się pojawi.
Z Rafą jest taka sytuacja, że on jak zwietrzy szansę, to bezwzględnie ją wykorzystuje (czasami robi to nawet jak nie ma szans

) i dlatego w końcowym rozrachunku wykorzysta 100% tego, co będzie w stanie zrobić. Federer, choć liczby ma zbliżone, zawsze pozostanie - paradoksie - nie do końca wykorzystanym potencjałem (tutaj myślę, że wygra 80% tego, co faktycznie było w jego zasięgu).
Nadal jest cyborgiem i jedyną rzeczą, jakiej zazdroszczę jego fanom, jest to, że nawet jak gdzieś przegra w bolesny sposób, to szybko wraca z wielkimi zwycięstwami i wiadrami pucharów. Roger, z kilkoma przebłyskami, od dekady tego nie robi. Wiadomo, wielcy gracze swoje przegrać muszą, ale tutaj fanowska frustracja rozsadza od środka.
Na koniec dnia ta rywalizacja chyba odzwierciedli życie - możesz mieć nie wiadomo jaki talent i łatwość osiągania pewnych rzeczy, ale z determinacją, oporem i charakterem na pewnym etapie nie będziesz w stanie rywalizować.
Teraz Rafa może zbić pionę z CR7, a Roger z Messim.