Ogólnie Ao 2009 jest dla mnie takim turniejem paradoksów, stykiem "początków" i końców. Początkiem Berdychowej psychozy przed meczami z Rogerem( do dzisiaj pamiętam, jak się obudziłem w pięknej zimowej scenerii a na ekranie końcówka drugiego seta i za chwilę 2:0 dla Czecha- objawy Berdychozy ustąpiły definitywnie dopiero po Ao 2017). Początkiem wzorowego potrójnego tanga Rogera z Del Potro, gdzie uczeń goni mistrza. Początkiem idei: „Rafa faworytem każdego turnieju wielkoszlemowego póki jest w drabince

” (trochę z przymrużeniem oka, ale co najmniej ziarnko prawdy się w tym kryje). Początkiem myśli, co robi ta komisja antydopingowa…
Końcem pięknej serii eksplozji gwiazd w australijskim świetle( Marcos, Jo, dwóch Fernandów- trochę namiastki tego uczucia dał później Wawrinka w Ao 2013 oraz debiutanckie szlemy Del Potro i Carlitosa). I może narażę się na śmieszność, ale tu w moim odczuciu zakończyła się „boskość”( w sensie otoczki a nie poziomu gry) Federera a nie na Wimbledonie rok wcześniej. Na londyńskich trawnikach był co roku ścigany, na miesiąc przed detronizacją przy SW 19; na paryskiej cegle został wręcz zmasakrowany i ta porażka unosiła się w powietrzu. Tutaj pomimo naprawdę chaotycznej grze w przekroju turnieju, to zarówno wyniki ćwierćfinału, półfinału; stan rywala, dzień dłużej odpoczynku, dziewiczy mecz z Nadalem na hardzie w WS, oczekiwania medialne wyrównania rekordu wzmocnione odbiciem w US 2008, osobista chęć rewanżu za WM- Szwajcarowi dawano puchar w sobotę i szczerze miałem obawy przed meczem, ale nie spodziewałem się w żadnych snach, że Rybak zajedzie Pyszałka w 5 setach. I o ile należy się zgodzić, że jakościowo mecz jest przeceniany(choćby 50 procent pierwszego serwisu), ale w moim odczuciu to był najbardziej emocjonalny(już nie chodzi o reakcję po meczu) Fedal- potężne napięcie, też ikoniczny shotmaking w niektórych wymianach. Ogólnie nie pamiętam Rogera w WS grającego na takim „wkurwie”(nawet w meczu z Del Potro większość czasu napięta mimika twarzy)- niebywały kontrast w porównaniu do Ao 2010. A co do słynnego półfinału Ao 2009 w żadnym wypadku nie uważam go za przeceniany mecz- wręcz przeciwnie, te intensywne batalie w moim odczuciu najbardziej tracą na skrótach- nie da się oddać napięcia, jakie towarzyszyło oglądaniu spotkania na żywo. Dla mnie niebywały poziom dramaturgii i również ikoniczny shotmaking w niejednej akcji. Pod kątem intensywności i emocjonalności naprawdę zjawiskowa końcówka turnieju- zawiódł tylko drugi półfinał.
Ogólnie cały rok 2009 miał takie smaczki. Rg 2009 to wiadomo, WM 2009- męki Rogera w finale, US Open- te dwa sety z Soderlingiem- mój Boże, jak silne jest te wspomnienie wciąż po latach

, ostateczny triumf Del Potro. Mocarna końcówka sezonu Davydenki. Też rok paradoksów, bo jakby nie patrzeć, to w 2009 roku Federer był najbliżej klasyka w całej swojej karierze, pomimo kruchości w każdym turnieju wielkoszlemowym, ale to bardziej zasługa sympatycznego Hiszpana w latach wcześniejszych niż wyraźnego spadku poziomu rozgrywek.
Mimo wszystko całościowo patrząc to właśnie Ao 2009 wybrałbym jako zwornik łączący różne epoki i swój ulubiony turniej(niesamowity poziom emocji, kontekst psychologiczny, historyczny, piękna zima w Polsce, intensywność końcówki turnieju, ustanowienie nowych granic fizyczności). I można nie lubić Nadala, ale gdy ktoś wygrywa swój dziewiczy szlem w takich okolicznościach na swojej nieoptymalnej nawierzchni, to ciężko nie docenić skali wyczynu.
