L_D pisze: ↑03 cze 2024, 20:29
Olej Oleja Olejem pisze: ↑03 cze 2024, 20:06
Nic nie wymyśli. Po prostu skończ pie*dolić. Od wczoraj interesujesz się tenisem ? Raczej na pewno tak.
Tak stawiałem, że będzie coś obraźliwego. To sposób postępowania ludzi, którzy nie mają nic wartościowego do przekazania od siebie, a na logiczne argumenty reagują agresją.
Gram w tenisa od 35 lat - amatorsko, lecz na pewnym poziomie. Zgromadziłem przez te lata ponad 100 pucharów z turniejów.
Przepraszam, że tak się wciągnąłem w tą dyskusję o kontuzjach i sposobach stawiania im czoła, gdyż samemu kiedyś przeżyłem podobną sytuację w moim życiu i wiem jak to jest z praktyki, a nie komentarze z kanapy co się komuś wydaje.
Kilkanaście lat temu (w wieku 35 lat) pojechałem na Mistrzostwa Świata w Racketlona (wielobój rakietowy gra się 4 sety z jednym przeciwnikiem - stołowy, badminton, squash i tenis ziemny).
Uczestniczyłem w kategorii oczywiście amatorów - tabelka turniejowa na 128 osób (w całych mistrzostwach brało udział ponad 500 zawodników w 4 kategoriach).
Pierwsza runda wolna - w drugiej rundzie, czyli pierwszym moim meczu doznałem tej kontuzji. Ból straszny, lecz mogłem jakoś siebie z tym radzić. 3 dni - dwa mecze dziennie, coraz trudniejsi przeciwnicy, a mnie coraz bardziej bolało. Wtedy miałem okres w życiu, że trenowałem po 10-11 razy tygodniowo (rano i wieczorem) więc kondycja była.
Tak jak z opowieścią o 70-letnim kaskaderze, którego zapytali kiedy skończy karierę - odpowiedział - „Jeśli nie zrobię tylu pompek ile mam lat”.
Tu było podobnie… zatrzymałem się na etapie finału.
Zostałem tylko Wicemistrzem Świata amatorów.
W półfinale pokonałem Niemca, który w tenisa na 100 setów wygrałby ze mną 100 razy po 6:0, lecz w tym meczu zdobyłem taką przewagę, że w tenisa musiałem ugrać tylko 3 punkty, żeby wygrać, a on 21. Połówka meczu tenisowego kończyła się rezultatem 11-1 dla mojego przeciwnika, więc wszystko było na styku..
W finale przegrałem z bólem, mimo, że mam wysoki próg (leczę żeby kanałowo bez znieczulenia).
Taki David Goggins, czy Novak Djokovic na moim miejscu wciąż wygraliby taki turniej i za to ich podziwiam.
Do pewnego poziomu odczuwania bólu to wszystko odbywa się w głowie. Po przekroczeniu kostki Zvereva na RG jest game over. Wszystko poniżej, to zależy ile kto ma w sobie siły mentalnej i jak odnajdzie się w nowej sytuacji. Podobnie jak np. w wyścigu samochodowym, gdy zepsuje się 3 bieg jeden kierowca próbuje sobie radzić bez niego i jedzie dalej, a drugi się poddaje.
Ale łatwiej pisać o szopkach…
A takie puste gadanie z kanapy pseudo specjalistów uprzedzonych do konkretnych ludzi po prostu działa mi na nerwy.
Podobnie jak ludzka głupota.