Re: US Open 2017
: 07 wrz 2017, 13:07
Jak oceniacie szansę Juana w piątek?
Forum fanów tenisa ziemnego, gdzie znajdziesz komentarze internautów, wyniki, skróty spotkań, statystyki, materiały prasowe, typery i inne informacje o turniejach ATP i WTA.
https://www.mtenis.com.pl/
Myślę, ze poza Tobą i może dwiema innymi osobami, ludzie nie krytykują Dimuga z nieco innych powodów. Po prostu przez X lat oglądania tych (co najmniej) kilkunastu meczów w sezonie łatwo dojść do wniosku, że tam coś jednak jest nie tak i chyba nie warto robić sobie nadziei.Robertinho pisze:Nie bez powodu nikt przesadnie nie garnie się do krytyki Muga za kolejne akty mugostwa. Swoje zrobił chłopak. To tak w nawiązaniu do rozważań odnośnie AO.
Nie mógłbym się bardziej zgodzić. To znaczy na US Open z pewnością nie był to Federer, jakiego znaliśmy z początku sezonu, kiedy nawet jak gubił sety jak tutaj, to było widać, że czuje się bardzo dobrze, ale przebieg meczu pokazał, że przy odpowiednim usposobieniu Rogera wynik mógłby być inny. Wprawdzie w drugim secie nieco się wyluzował, jednak gdyby to był normalny Federer, to w trzecim secie powinien się włączyć u niego jakiś god mode, zamiast czego przyszły momenty rozprężenia i znowu wkradły się nerwy. Więc lepiej, że Federer przegrał zdenerwowaniem z Del Potro niż z Nadalem, bo ten Federer, który wychodził na Rafę w Melbourne, Indian Wells i Miami, to był odważny Federer, ktory się nie bał, zaczynał z wysokiego C i jeśli coś mu się nie układało, szybko to naprawiał, a błędy nie wynikały z usztywnienia jak z Del Potro. Nie było tak, że miałem wątpliwości, czy Roger spóźnia się do jakiejś piłki albo ręka nie jest do końca luźna. Dzisiaj natomiast Federer nie rozdawał kart, nie zmuszał Del Potro do biegania i sam grał wbrew sobie, podejmując dziwne decyzje jak wypady do siatki po drugim serwisie na forehand Juana Martina. Taki Roger przeciwko Nadalowi po iluś tam nieudanych próbach i psuciu raz i drugi znowu by się cofnął i pękł, a Rafa mógłby go rozprowadzać lewo-prawo, jak by chciał.Damian pisze:Fizycznie Helwet wyglądał dobrze, dyspozycja poza sferą mentalną nie była rewelacyjna, jednak pozwalająca wygrać to spotkanie (miał 2 setowe przy swoim serwisie na 2-1), jednak jak zwykle tutaj zawiodła przede wszystkim głowa.
Pewnie masz rację, ja w sumie też się już z tym dawno temu pogodziłem, co nie zmienia faktu, że takich zasług się nie zapomina.Mario pisze:Myślę, ze poza Tobą i może dwiema innymi osobami, ludzie nie krytykują Dimuga z nieco innych powodów. Po prostu przez X lat oglądania tych (co najmniej) kilkunastu meczów w sezonie łatwo dojść do wniosku, że tam coś jednak jest nie tak i chyba nie warto robić sobie nadziei.Robertinho pisze:Nie bez powodu nikt przesadnie nie garnie się do krytyki Muga za kolejne akty mugostwa. Swoje zrobił chłopak. To tak w nawiązaniu do rozważań odnośnie AO.
I po co takie złośliwości?Emu pisze:Musisz cierpieć na syndrom sztokholmski, innego wytłumaczenia nie widzę.
Del Potro to jeden z tych tenisistów, którzy nie do końca leżą Nadalowi. Nadal doskonale wie, jak potrafi uderzyć DelPo, ale samymi takimi potężnymi strzałami nie wygrywa się z Rafą. Jak Del Potro rozbijał Nadala, to zawsze najpierw mocno zbijał piłki Hiszpana głęboko pod końcową linię (to jest to, o czym pisałem podczas Montrealu, że Nadal nie ma wtedy tego wejścia w przód, bo chcąc nie chcąc musi się odsunąć od linii) i czekał, aż on odegra trochę krótszą, aby ją skończyć. Z tą widoczną różnicą, że na US Open 2009 czy w Szanghaju 2013 backhand Del Potro miał zupełnie inną siłę niż po kontuzji, więc łatwiej było mu realizować taką taktykę. Ale z tego co widziałem, mimo tych slajsów (a wiemy, że Nadal umie podejść pod takie piłki nogami jak nikt inny i odkręcić je swoim świdrem) Argentyńczyk nauczył się dobrze kryć narożnik po swojej lewej stronie. Muszę też odświeżyć sobie ich półfinał Rio, ale to z całą stanowczością nie był najlepszy Rafa. Czy tutaj jest, bardzo trudno wyrokować, choć na pewno jest lepszy niż w Cincinnati, bo na tym nowojorskim deco turf, które jak mówili komentatorzy, było jeszcze malowane tuż przed turniejem, ma więcej czasu na przygotowanie do uderzenia niż tam. Jednocześnie Nadal to ktoś, kto umie rozruszać po korcie takich wysokich tenisistów jak Del Potro i ma przewagę w dłuższych wymianach, których Federer, jeśli takie się pojawiały, nie umiał wygrywać.Lucas pisze:Obejrzałem skrót i dobrze wyglądał Juan. Nawet ten bh grał dość często normalnie, do tego bardzo dużo wyserwował. Nadal ma ten atut lewej ręki i forhandu "z drugiej strony", więc ten mecz będzie wyglądał inaczej i na pewno będzie trudny dla Delpo. Rafa dość dobrze się rusza, okazji do mijania też pewnie nie będzie tyle co w meczu z Fedem, ale będzie musiał Hiszpan dać coś więcej na returnie i tak jak było wspomniane operować długą piłką. Wielu fh Argentyńczyka nie wybierze, ale ważne, żeby nie pozwolił mu się rozbujać i nie dał się zepchnąć za linię końcową. Gdyby udało się oddać kilka bomb Delpo na drugą stronę to zapewne ostudziłoby to zapał sympatycznego zawodnika z Tandil. Oczywiście 50/50, jeśli jednak serwis nie będzie dawał darnowych punktów to wygra Rafa, przez zajechanie.
Raczej na jakąś przesadną miłość do przeszłości i to tak hardcorową, że nawet taki przeciwnik zmian jak ja jej nie ogarnia. Czasem rzeczywiście tak jest, że człowiek czuje niedosyt, obejrzałby sobie ostatni run lubianego sportowca, ostatnie starcie wielkich rywali, ale los jest nieubłagany, następuje zmiana warty i pozostaje żyć wspomnieniami. Z mojej perspektywy np. dość mocno przeżyłem rozpad Celtics z Piercem, KG i Rondo (i ich dalsze losy w lidze), chętnie zobaczyłbym jeszcze jedną wielką serię w ich wykonaniu, czy w ogóle PO, w których wiodące role odgrywaliby wspomniani Celtowie, Kobe, Dirk, Duncan, AI itd., ale nie chciałbym by trwało to w nieskończoność. Nie chciałbym, by w finałach NBA 2017 po raz kolejny z rzędu grali Celtics z Piercem i Lakers z Kobem, kiedy wszyscy widzielibyśmy, że oba zespoły są cieniem samych siebie, że grają tu głownie dlatego, że inni są jeszcze gorsi, a dyscyplina jest na skraju upadku. Naprawdę jarałem się finałem tegorocznego Australian Open, bo myślałem że to właśnie będzie ich ostatnie znaczące starcie, takie zakończenie rywalizacji, po którym obaj będą zmierzać w jednym kierunku (wiadomo, jeden trochę zepnie się na cegłę, drugi na trawę). Być może był to najbardziej wyczekiwany przeze mnie Fedal, właśnie z tego powodu, a później dostajemy jakiś powrót do przeszłości i cały czar pryska. Znowu są wiodącymi postaciami rozgrywek, znowu są nie do ruszenia na swoich nawierzchniach i znowu janusze czekają na ich mecz w Nowym Jorku. Co za dużo to nie zdrowo, niech oni nawet sobie coś wygrają od czasu do czasu, ale niech do jasnej cholery coś się w tym sporcie wydarzy i w 2017 ludzie nie żyli rywalizacją Nadala z Federerem.Emu pisze:Musisz cierpieć na syndrom sztokholmski, innego wytłumaczenia nie widzę.
No i właśnie o to chodzi. Tenis, a zwłaszcza ATP, to w tej chwili miejsce, w którym ktoś rozbił czas, w którzy nic się nie zmienia, w którym wszystko nieustannie się powtarza, gdzie przeszłość ciągle powraca, ale w coraz bardziej karykaturalnej formie, a coraz bardziej umęczeni i zniszczeni bohaterowie, zmuszeni są bez końca wcielać się te same role, zaś nowo przybyli, są natychmiast wtłaczani są w znany od lat scenariusz.Mario pisze:A co do ostatniej szansy, ludzie po przegranym finale Wimbledonu 2014 (!!!) pisali, że Fed nie wykorzystał ostatniej szansy na Szlema, po tym jak Nadal dał walkowera grabarzowi, niektórzy płakali (inni się cieszyli), że następnej okazji nie będzie, jak Venus przegrywała rok temu z Pliskovą, dość powszechną opinią było, że miała szansę na ostatni run w Szlemie. Co się później stało? No właśnie.