Re: Milos Raonic
: 28 mar 2013, 21:29
autor: Sempere
Kandydaci do TOP 10: Milos Raonic

Czas na drugi tekst z serii „kandydaci do TOP 10”. Pod koniec ubiegłego miesiąca przedstawiliśmy Wam sylwetkę Keia Nishikoriego, teraz czas na kanadyjskiego wieżowca – Milosa Raonica.
Właśnie, kanadyjskiego? Nie da się ukryć, że słysząc jedynie nazwisko „Raonic” niewielu z nas wyobraziłoby sobie rdzennego Kanadyjczyka. W tym przypadku ci, którzy by tego nie zrobili, mieliby całkowitą rację. Milos nie przyszedł bowiem na świat w Toronto (w którym mieszka na co dzień), lecz w leżącej na terenie obecnej Czarnogóry Podgoricy. Urodzony 27 grudnia 1990 roku Raonic wraz z rodzicami wyemigrował do Ameryki Północnej w wieku trzech lat. Status profesjonalnego tenisisty posiada od sezonu 2008.
W latach juniorskich nie wiodło mu się przesadnie rewelacyjnie. Swoje turniejowe zmagania rozpoczął w wieku niespełna trzynastu lat – bez powodzenia. Milos dość regularnie odpadał w już w inauguracyjnych rundach młodzieżowych imprez, a swoje pierwsze zwycięstwo w meczu turnieju ITF odnotował dopiero dwa lata później – w październiku 2005 roku. W kolejnych latach było już znacznie lepiej, a młody Kanadyjczyk zaczął osiągać coraz bardziej okazałe wyniki. Nie najlepiej wiodło mu się jednak w juniorskich imprezach wielkoszlemowych, gdzie najdalej doszedł do drugiej rundy (Wimbledon 2008).
Jego pierwsze lata w profesjonalnym tenisie również nie wróżyły wielkiej kariery. Milos nie odnosił sukcesów, a pozycja w rankingu wciąż znacząco odbiegała od tej, którą sobie wymarzył. Przełom nastąpił na początku roku 2011, kiedy w ciągu miesiąca Raonic awansował aż o 65 rankingowych pozycji (ze 102. lokaty na 37.). Zaczęło się od kapitalnego wyniku w Australian Open 2011. W pierwszej rundzie Milos, który do rozgrywek przedzierał się poprzez eliminacje, pokonał Bjorna Phau z Niemiec (7-6 6-3 7-6), a w kolejnej - w identycznym stosunku (7-6 6-3 7-6) - poradził sobie z turniejową „dwudziestką dwójką” – Michaelem Llodrą. O ile to można było uznać za niespodziankę, to wydarzenie z trzeciej fazy zawodów należałoby już wtedy określić małą sensacją. Raonic w czterech setach (6-4 7-5 4-6 6-4) rozprawił się bowiem z numerem 10 australijskiej imprezy – Michaiłem Jużnym. Swojego pogromcę znalazł dopiero w czwartej rundzie, gdzie lepszy od niego okazał się David Ferrer (6-4 2-6 3-6 4-6).

Sukcesy Kanadyjczyka nie skończyły się na świetnym wyniku w Melbourne. Niedługo później (13 lutego 2011 roku) Raonic zdobył swój pierwszy tytuł w zawodowej karierze. Doszło do tego w amerykańskim San Jose, gdzie młody Kanadyjczyk po dwóch tie breakach odprawił Hiszpana Fernando Verdasco. Te dwa wydarzenia sprawiły, że Milos zanotował olbrzymi awans w rankingu i na stałe zagościł w pierwszej pięćdziesiątce światowego zestawienia.

W kolejnych latach Raonic wygrał jeszcze trzy turnieje (dwa razy w ulubionym San Jose oraz raz w Chennai), a także trzy razy doszedł do finału (dwukrotnie w Memphis i raz w Tokio). Jego dobra i konsekwentna gra pozwoliła mu również systematycznie piąć się w górę rankingu, co doprowadziło go nawet do miejsca numer trzynaście (5 listopada 2012).
Milos Raonic jest tenisistą podobnym do Jerzego Janowicza. Obaj panowie mierzą około dwóch metrów, są w niemal identycznym wieku, dysponują atomowym serwisem oraz preferują grę na twardej nawierzchni. Obaj również zagrali swój „turniej życia”, który pozwolił im na olbrzymi skok rankingowy. Dzięki temu mają zagwarantowane miejsce w najważniejszych imprezach (w których są w dodatku rozstawiani), co ułatwia im walkę o kolejne punkty i umacnianie swojej pozycji w męskim zestawieniu. Milos Raonic jest coraz bliżej najlepszej dziesiątki (obecnie jest szesnasty) i prawdopodobnie za jakiś czas w niej zagości. John Isner – kolejny zawodnik, który preferuje podobny styl gry jak Kanadyjczyk – udowodnił już, że w TOP 10 jest miejsce właśnie dla takich tenisistów. Jeśli udało się Isnerowi, to pewnie uda się i Raonicowi. A jeśli uda się jemu… to dlaczego miałoby się nie udać Jurkowi?
http://www.tenisportal.com/wiadomosc/ka ... nic159775/
Spoiler:

Czas na drugi tekst z serii „kandydaci do TOP 10”. Pod koniec ubiegłego miesiąca przedstawiliśmy Wam sylwetkę Keia Nishikoriego, teraz czas na kanadyjskiego wieżowca – Milosa Raonica.
Właśnie, kanadyjskiego? Nie da się ukryć, że słysząc jedynie nazwisko „Raonic” niewielu z nas wyobraziłoby sobie rdzennego Kanadyjczyka. W tym przypadku ci, którzy by tego nie zrobili, mieliby całkowitą rację. Milos nie przyszedł bowiem na świat w Toronto (w którym mieszka na co dzień), lecz w leżącej na terenie obecnej Czarnogóry Podgoricy. Urodzony 27 grudnia 1990 roku Raonic wraz z rodzicami wyemigrował do Ameryki Północnej w wieku trzech lat. Status profesjonalnego tenisisty posiada od sezonu 2008.
W latach juniorskich nie wiodło mu się przesadnie rewelacyjnie. Swoje turniejowe zmagania rozpoczął w wieku niespełna trzynastu lat – bez powodzenia. Milos dość regularnie odpadał w już w inauguracyjnych rundach młodzieżowych imprez, a swoje pierwsze zwycięstwo w meczu turnieju ITF odnotował dopiero dwa lata później – w październiku 2005 roku. W kolejnych latach było już znacznie lepiej, a młody Kanadyjczyk zaczął osiągać coraz bardziej okazałe wyniki. Nie najlepiej wiodło mu się jednak w juniorskich imprezach wielkoszlemowych, gdzie najdalej doszedł do drugiej rundy (Wimbledon 2008).
Jego pierwsze lata w profesjonalnym tenisie również nie wróżyły wielkiej kariery. Milos nie odnosił sukcesów, a pozycja w rankingu wciąż znacząco odbiegała od tej, którą sobie wymarzył. Przełom nastąpił na początku roku 2011, kiedy w ciągu miesiąca Raonic awansował aż o 65 rankingowych pozycji (ze 102. lokaty na 37.). Zaczęło się od kapitalnego wyniku w Australian Open 2011. W pierwszej rundzie Milos, który do rozgrywek przedzierał się poprzez eliminacje, pokonał Bjorna Phau z Niemiec (7-6 6-3 7-6), a w kolejnej - w identycznym stosunku (7-6 6-3 7-6) - poradził sobie z turniejową „dwudziestką dwójką” – Michaelem Llodrą. O ile to można było uznać za niespodziankę, to wydarzenie z trzeciej fazy zawodów należałoby już wtedy określić małą sensacją. Raonic w czterech setach (6-4 7-5 4-6 6-4) rozprawił się bowiem z numerem 10 australijskiej imprezy – Michaiłem Jużnym. Swojego pogromcę znalazł dopiero w czwartej rundzie, gdzie lepszy od niego okazał się David Ferrer (6-4 2-6 3-6 4-6).

Sukcesy Kanadyjczyka nie skończyły się na świetnym wyniku w Melbourne. Niedługo później (13 lutego 2011 roku) Raonic zdobył swój pierwszy tytuł w zawodowej karierze. Doszło do tego w amerykańskim San Jose, gdzie młody Kanadyjczyk po dwóch tie breakach odprawił Hiszpana Fernando Verdasco. Te dwa wydarzenia sprawiły, że Milos zanotował olbrzymi awans w rankingu i na stałe zagościł w pierwszej pięćdziesiątce światowego zestawienia.

W kolejnych latach Raonic wygrał jeszcze trzy turnieje (dwa razy w ulubionym San Jose oraz raz w Chennai), a także trzy razy doszedł do finału (dwukrotnie w Memphis i raz w Tokio). Jego dobra i konsekwentna gra pozwoliła mu również systematycznie piąć się w górę rankingu, co doprowadziło go nawet do miejsca numer trzynaście (5 listopada 2012).
Milos Raonic jest tenisistą podobnym do Jerzego Janowicza. Obaj panowie mierzą około dwóch metrów, są w niemal identycznym wieku, dysponują atomowym serwisem oraz preferują grę na twardej nawierzchni. Obaj również zagrali swój „turniej życia”, który pozwolił im na olbrzymi skok rankingowy. Dzięki temu mają zagwarantowane miejsce w najważniejszych imprezach (w których są w dodatku rozstawiani), co ułatwia im walkę o kolejne punkty i umacnianie swojej pozycji w męskim zestawieniu. Milos Raonic jest coraz bliżej najlepszej dziesiątki (obecnie jest szesnasty) i prawdopodobnie za jakiś czas w niej zagości. John Isner – kolejny zawodnik, który preferuje podobny styl gry jak Kanadyjczyk – udowodnił już, że w TOP 10 jest miejsce właśnie dla takich tenisistów. Jeśli udało się Isnerowi, to pewnie uda się i Raonicowi. A jeśli uda się jemu… to dlaczego miałoby się nie udać Jurkowi?
