DUN I LOVE pisze:Obecnie, po odejściu Federera, sobie to średnio wyobrażam, bo bardzo mocno emocjonalnie zaangażowałem się w śledzenie jego losów i nie stać mnie na totalne wyluzowanie świeżo po takich meczach, jak np. Tobie po porażce ze Stako.
Pamiętam - napisałem wtedy coś w stylu, że Federer znowu przegrał i znowu nie zdobędzie tytułu. To była przykra sprawa, że Rogera nie było wtedy już na Wimbledonie. Nie byłaby może przykra, gdyby odpadł np. w półfinale. A tak każdy miał świadomość, że coś się skończyło i trzeba będzie oswoić się z brakiem Federera już w pierwszym tygodniu Szlema. Ale niby czemu miałem się przesadnie smucić z tej jednej porażki, jeśli tamten Wimbledon wyglądał mniej więcej tak jak jego cały sezon i od początku nie widziałem go jako jego zwycięzcy. Zresztą dobrze się stało, że turniej wygrał ostatecznie Murray, zwłaszcza w obliczu problemów Szkota. A sam Federer wygrał już tyle, że pewnie nabrał trochę dystansu do tenisa i porażek. Nawet Annacone powiedział niedawno, że Roger ich specjalnie nie przeżywa. Dla mnie te przegrane mecze z zeszłego roku to i tak nic w porównaniu z niektórymi z wcześniejszych lat, po których miałem kilka razy większą żałobę. Większą żałobę obchodziłem nawet po porażce Djokovicia na RG.
DUN I LOVE pisze: Pewnie, że coś zmienia, bo zupełnie inaczej kibicowałem Kuertenowi podczas ich meczu na RG04, wiedząc, że jest ktoś "na przyszłość".
Widzisz - a ja mam na przyszłość Djokovicia. Na teraz zresztą też, bo czy turniej wygrałby Novak, czy Federer, to i tak będę zadowolony. Odnośnie mojego avatara - uważasz, że z kibicowaniem jest np. tak jak z kobietą, że trzeba wybrać tę jedną? Bo jak mi podobają się trzy, to spotykam się z trzema, ale jakbym podszedł do tego poważniej, zdecydowałbym się tylko na jedną (tak samo w tenisie na Federera). O Rogera jeszcze niedawno martwiłem się jednak tak bardzo, że stało się to już nieco męczące. W AO to oczywiście jemu będę kibicował najmocniej, może nawet tym bardziej, że wiem, że ile musi z siebie dać, aby móc liczyć tu na zwycięstwo i że przy tej drabince (jeśli wszystko ułoży się zgodnie z planem) nawet przy najlepszej grze nie mógłby być pewny wygranej. Jeśli przegra, to cóż - ja wyluzowany (tak samo wyluzowany jak Federer za kierownicą ze Stachowskim w Melbourne) włączę telewizor i obejrzę sobie np. tenisową wojnę Djokovicia i Nadala.
PS Z tymi dziewczynami żartowałem.