Re: Gorzkie żale fanów niedoszłego GOAT-a
: 24 sty 2022, 22:08
autor: Kiefer
Nie gadaj, akurat wtedy ten mecz fantastycznie Fed wyrwał, bardziej on niż Cilic coś tutaj zawalił. Tylko ten powrót go dużo kosztował, a Raon też był wymagający.
Re: Gorzkie żale fanów niedoszłego GOAT-a
: 24 sty 2022, 23:20
autor: DUN I LOVE
Murray był kozacko przygotowany w 2016. Nigdy nie miał aury dominatora jak Rak3, zawsze musiał włożyć więcej w swoje wyniki, ale moim zdaniem musiał wtedy wygrać tamten Wimbledon i generalnie zaorać cały sezon. Już na cegle skakał do gardła Novakowi.
Re: Gorzkie żale fanów niedoszłego GOAT-a
: 24 sty 2022, 23:27
autor: DUN I LOVE
Owszem, ale fizycznie był żyleta. To, co wytrzymał jesienią to peak Nadal na cegle. Inna sprawa, że później zapłacił karierą.
Re: Gorzkie żale fanów niedoszłego GOAT-a
: 24 sty 2022, 23:33
autor: Mario
Nigdy. I zdaję sobie sprawę, że Ty akurat słyszysz to pewnie po raz pięćdziesiąty, bo wspominam o tym w co drugiej rozmowie telefonicznej.
Re: Gorzkie żale fanów niedoszłego GOAT-a
: 25 sty 2022, 5:16
autor: Kiefer
Nie mam przekonania, Federer w pamiętnym USO wyglądał bardzo przeciętnie. Zesztą sam fakt ile go te 5 setów z Monfilsem kosztowało i w jakiej dyspozycji wyszedł na Cilica, a w jakiej na Raonica w semi na Wimblu.
Re: Gorzkie żale fanów niedoszłego GOAT-a
: 26 sty 2022, 18:32
autor: Jacques D.
Zbiera mi się na mdłości, kiedy patrzę na tego frajera.
Dajcie sobie na chwilę spokój z tymi zwyczajowymi pseudoeksperckimi jękami i pomedytujcie nad tym, jak wielkim OFERMĄ jest ten człowiek. Można być w czymś słabym, nic szczególnego, każdy jest. Można nie wykorzystać swojego potencjału, nawet jeśli jest gigantyczny, w dzisiejszym świecie to też nic nie zwykłego – całe rzesze ludzi z wielkim potencjałem nie odnajdują w nim swojego miejsca. Można urodzić się w biedzie i mieć szanse jakiegokolwiek rozwoju bliskie zeru, można też być, przez cała lata, ofiarą jakiegoś psychola lub nawet grupy psycholi, to budzi zazwyczaj moje głębokie współczucie. Problem w tym, że RF nie pasuje najprawdopodobniej do żadnej z tych grup. I dlatego zamiast współczucia budzi we mnie pogardę.
Oczywiście, nie chodzi mi o jakieś górnolotne stwierdzenia, pogardę jako do człowieka – przecież nie znam go osobiście. Natomiast, mam niestety dużo pogardy do jego postawy i do niego jako tenisowej postaci. Powtórzę się, facet jest najprawdopodobniej OFERMĄ wszech czasów w tenisie. W odniesieniu do poziomu, na jakim ten gość przez lata funkcjonował, nie sądzę, by znalazł się w historii tenisa ktokolwiek, kto przegrałby na własne życzenie aż tak wiele. Na 99,9% gość, który przez całe lata miał gigantyczną przewagę nad resztą, skończy jako przegryw bez żadnego z najważniejszych rekordów, będąc przez lata wycieraczką swojego największego rywala, z całą toną spektakularnych, żenujących wtop. Równie wspaniałego samozaorania dokonał niejaki Adam Mickiewicz, paląc kolejne wersje „Historii przyszłości” na życzenie sekciarza, drobna różnica polega na tym, że AM status najwybitniejszego polskiego twórcy literatury ma raczej niezagrożony, Federer o statusie najwybitniejszego tenisisty może już tylko pomarzyć. I to, przypominam, z pozycji gościa, który teoretycznie miał wszystkie atuty w swoich rękach, będąc niezwykle rzadkim w historii połączeniem gigantycznych atutów zarówno fizycznych, jak i technicznych, a przy tym niesamowitej powtarzalności, idealną miksturą efektowności i efektywności – dość powiedzieć, że przed nim najbliższym tego byłby Laver (nawet Sampras, choć go uwielbiam, miał swoje mankamenty) – o reszcie nie ma co nawet wspominać, zupełnie nie ta skala. Jeśli jeszcze dodać do tego bycie człowiekiem – marką, o niepodważalnym statusie, powszechnie upewnionym co do swojej wielkości. Cóż, jak widać i coś takiego można roztrwonić, choć wydawałoby się to pozornie niemożliwie. Naprawdę, można się na korcie zagotować, rozkleić, przegrać z samym sobą, roztrwonić niemałą przewagę, przesadzić z pewnością siebie lub też po prostu przestraszyć się wygranej. Spoko, zdarza się – bardzo dobrze, zresztą, że się zdarza, bo zawsze ceniłem ten ludzki element w tenisie. Problem w tym, że, ponownie – RF to nie ten przypadek. To RECYDYWISTA w byciu OFERMĄ. I, co jeszcze bardziej irytujące – typ, który niczego się nie nauczył przez lata, ani odrobinę nie dojrzał. W 2019 zrobił z siebie jeszcze większą pokrakę niż w 2008, 2009, 2011, co wydawało się niemożliwe. Będąc 40-letnim dziadem zachował się bardziej jak szczyl niż kiedy był szczylem. Możesz mieć słabą psychikę i przegrywać wygrane mecze z rywalem, który ci wyjątkowo nie leży – trochę słabe, gdy robisz to notorycznie, będąc powszechnie uważanym za najlepszego w historii, ale jeszcze mieszczące się w pewnej szerokiej normie. Kiedy jednak dajesz sobie wejść na głowę kolejnemu rywalowi i z nim też zaczynasz zachowywać się jak przerażony gnojek, kiedy masz 38 lat na karku, czwórkę dzieci, 1000 wygranych tytułów i widziałeś na korcie wszystko, a jesteś równie „dojrzały” i „pewny siebie” jak wtedy, kiedy miałeś 15, to znaczy, że jesteś w miejscu, w którym nie powinieneś być i masz status, na który nie zasłużyłeś. To już nie jest po prostu słaba psychika – ten gość ma mentalność zakompleksionej nastolatki, której mówią, że ma świetny biust i w sumie nawet trochę w to wierzy, nawet jej przyjemnie w tej bluzce z dekoltem, ale kiedy tylko obok przejdzie w miarę niebrzydka, pewniejsza siebie koleżanka w seksownym ciuchu, ona natychmiast chce narzucić na siebie worek na kartofle i schować się do szafy. Albo gościa uważanego za wielki talent malarski, który boi się pokazywać swoje obrazy szerszej publiczności, bo ziutek z podwórka namalował na murze kolorowe graffiti i się nim chwali. Drobna różnica polega na tym, że jeśli ona już więcej nie założy tej bluzki, a on nie namaluje „Śniadania na trawie”, ludzkość jakoś to przeżyje – ostatecznie, z ich wysiłków i tak mogłoby niewiele wyjść. Natomiast Federer był w idealnej pozycji, by, kolejno: przezwyciężyć swoją nemezis, obronić własną twierdzę, uratować (chociaż na chwilę) tenis przed zagładą, wygrać z własnymi demonami, zatryumfować nad młodszym rywalem jako najstarszy zwycięzca WS w historii. Zamiast tego, wolał za każdym razem się kompromitować. Pół biedy, kiedy jakiś bezimienny przeciętniak ma mentalność podrzędnego przegrywa. Można nawet przeżyć, kiedy ma ją średni/niezły tenisista. Kiedy jednak takim podrzędnym przegrywem okazuje się być wybitny sportowiec, trudno przymykać na to oko.
I bodaj najboleśniejsze jest to, że on naprawdę mógł ten tenis uratować. Nie bez ofiar i rozlewu krwi – to od momentu pojawienia się na kortach Nadala, a potem Djokovicia, było oczywiste. Oczywiste było też to, w jaką stronę tenis zmierza. To nie zmienia jednak tego, że gość miał wszystko: skuteczność, wizerunek, styl, by osiągnąć status największej ikony tenisa, symbolu dyscypliny, status, który trudno by było w przyszłości, nawet dalszej, zmienić. Ale on wolał się ośmieszyć i wpuścić dwóch dzikich do składu kosztownej porcelany. A dziś patrzeć jak jeden z nich, toczący epickie boje z Jamnikiem Grzesznikiem, Zrytym Beretem i resztą pajaców, go wyprzedza. Tak, wiem, powinienem być bardziej wyrozumiały i współczujący dla biednego Rodżerka, który miał w życiu za łatwo, dla natchnionego artysty, który musiał mierzyć się z parą bezdusznych rzemieślników (tak w ogóle, porównanie – nie moje – jest z dupy, bo wybitni artyści często bywali bardzo pewnymi siebie ludźmi z wielkim poczuciem wyższości). Tak, powinienem, ale, cóż zrobić – nie potrafię. Bo, kto wie, czy dziś byłbym tak obojętny wobec tenisa, czy podchodziłbym do niego z taką niechęcią, gdyby nie on. Nie muszę nawet przywoływać tych wszystkich kompromitujących blamaży jednego po drugim – wystarczy, że sobie przypomnę ten żenujący widok sprzed dwóch i pół roku, tę panikę w oczach, te trzęsące się łapy, te pokraczne uderzenia, krzyczące do Djokovicia, żeby mu oszczędził wstydu i już zbiera mi się na mdłości.
I jeszcze jedno: dobrze, że powstał ten temat. Dlaczego? Bo ta historia zwyczajnie wymaga opowiedzenia. Trzeba przedstawiać ją taką, jaka jest i nie pozwalać światu o niej zapomnieć. Bo to historia, która miała zachwycać i wzruszać, a budzi niesmak i uśmiech politowania. Historia mistrza, który stał się przegrywem, geniusza, który stał się pośmiewiskiem. Tenisisty upadłego, Roger Federera.
Re: Gorzkie żale fanów niedoszłego GOAT-a
: 31 sty 2022, 12:13
autor: hokej
Był, a po raz pierwszy szczytował w 2009r. Ta mina zbitego psa po finale AO powinna wyleczyć każdego fana z bezwarunkowej miłości. Oglądać dla wrażeń artystycznych - jak najbardziej, liczyć na cokolwiek - masochizm.
Klamrą zamykającą okres niepewnych nadziei na zmianę był USO 2010 i niesławne "mnie nikt nie uczył tak grać w tenisa" po SF z Djokovicem. No jak on śmiał zamknąć oczy i jednym strzałem wybić Maestro tenis z głowy, cham i prostak.

Re: Gorzkie żale fanów niedoszłego GOAT-a
: 31 sty 2022, 12:23
autor: Robertinho
Co do 09, to dużo większym problemem dla mnie było jego zaokrąglone lico, 8 lat później był zauważalnie lepszy atletycznie. Ogólnie trochę więcej czynników zaważyło nad tym, że nie wygrał 2-4 ws więcej. Inna rzecz, że i to byłoby za mało, patrząc na to, że rafole mają 2-3 lata być może golenia paziów przed sobą.