3 h po sprawie, a ja wciąż jestem zażenowany dzisiejszym występem Serbki.
Wyszła na kort z jakimś planem, starała się go realizować, unikała jak ognia wymian jej backhand na forehand rywalki, czyli tego czym przegrała wszystkie mecze z Safarovą, (te baloniki z bh grane po linii na bh Czeszki były świetnym pomysłem, żeby przenieść wymianę na forehand, czym ustawiła sobie początek meczu) aż tu nagle, jeden mały kryzys i wszystko się posypało. Z prawej co mocniejsze zagranie trafiało wszędzie, tylko nie w kort, backhand jak z automatu - po krosie w korytarz 1,5 m od bocznej, 1,5 m od końcowej, w efekcie Lucie się rozkręciła i przejęła dominację na korcie.
Ale nawet pomimo tych wszystkich grzechów, szanse się pojawiły. Pierwszy set po prostu trzeba zamknąć, a jeśli już się nie uda, to obowiązkiem numer 2 jest doprowadzenie do tb, jednak ciężko liczyć na cokolwiek, kiedy w obu gemach trafia się 3/10 pierwszego. O drugim nawet szkoda wspominać, traci serwis na początku (1/6 jeśli chodzi o serwis), później ma 150 szans, żeby wrócić do meczu, a kiedy już w końcu się udaje, w dodatku rywalka pokazuje jak bardzo jest zdenerwowana, to oddaje wszystko w najgłupszy z możliwych sposobów. Lucie zachowała się jak szło przypuszczać, lekkie nerwy na starcie i drżąca ręka w momencie kończenia, Ana w sumie też bez zaskoczeń - mentalne dno, przegrała właściwie wszystkie ważne punkty, przynajmniej połowę z nich przez absurdalne błędy/decyzje.
Według mnie problem jest w nastawieniu, może nawet jej charakterze. Robi pierwszy półfinał Szlema od dawna, jednak to mało, ona musi wygrać, najlepiej bez straty seta. Zamiast podejść na lekkim luzie, coś w stylu: walczę na maksa, ale jak przegram to nie ma tragedii, nakłada na siebie dodatkową presję, z którą nie potrafi sobie poradzić. Kiedy straciła przełamanie miała panikę w oczach, a później było już tylko gorzej. O stanie psychicznym w drugim secie najlepiej świadczy fakt, że praktycznie nie było burackich okrzyków i piruetów, które w normalnej sytuacji oglądalibyśmy po co trzecim wygranym punkcie. Naprawdę przykro patrzyło się na te seryjnie ładowane w siatkę returny, na strach przed przejęciem inicjatywy przy break pointach, na dziewczynę (zwykle nie lubię tego banału), która nie tyle chciała wygrać, ale po prostu nie chciała przegrać. Strach, panika, przerażenie, tak bym to określił jeśli chodzi o Serbkę od momentu 5:5 w pierwszym secie.
Lucas pisze:ale taka szansa może się już Ivanovic nie trafić.
Nie zgadzam się. WTA to nie ATP, nie ma tu takich pewniaków do osiągania połówek jak Djokovic (nawet ten Murray) czy swego czasu Nadal z Federerem, nie ma też tych wszystkich sępów pokroju Berdycha i Ferrera, którzy tylko czekają na nadarzające się okazje. Z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że przynajmniej raz w roku okienko się otworzy, kwestią jest tylko skorzystanie. Dla przykładu - Bouchard swoje trzy półfinały zrobiła praktycznie na wyczyszczonych drabinkach, Woźniacka zaczęła robić coś więcej niż tylko bieganie i była w finale US Open, nawet Ana miała rok temu Melbourne, teraz ma Paryż i kilka zmarnowanych szans przed laty, gdzie wypadała w 3-4 rundach (choćby tutaj przed laty z Errani). Więc jak mówiłem, ważne żeby być w formie na Szlemach, nawet kosztem dziwnych wtop w mniejszych turniejach (nie mam wielkiego ciśnienia na robienie SF w jakimś Cincy czy innym Pekinie) Serbka wciąż ma tylko 27 lat (zważywszy na kilka słabszych sezonów, rzeczywisty przebieg jest jeszcze mniejszy) i na pewno kilka szans przed sobą. Serena coraz starsza, Masza już lepsza nie będzie, Kvitova od sto lat nie wyszła z 4 rundy poza Wimblem, Halep to tylko Halep...
Słowem podsumowania, występ w Paryżu był świetny. Po prostu Ana to Ana i nie mogła normalnie odpaść, stąd moje nerwy...