Re: ATP - rozważania ogólne
: 20 cze 2013, 11:51
Bardzo ciekawy nowy felieton Karola Stopy, może nie do końca pasuje do tego działu, najwyżej można przenieść, ale przeczytać warto.
http://rotacjawsteczna.blog.pl/2013/06/20/odruch-serca/Odruch serca
Gwiazda brytyjskiej stacji BBC, znakomita kiedyś tenisistka, Sue Barker, po ostatniej piłce finału na trawie Queens Clubu zaczęła dopytywać triumfatora o siedzącą obok kortu jego oficjalną narzeczoną, Kim Sears. Kamera wyłowiła nawet twarz szczęśliwej dziewczyny, jak twierdzą wtajemniczeni, wkrótce chyba żony Murray’a. Tenisista zręcznie odbił piłeczkę i skierował rozmowę na inny temat. Bo jego bliski przyjaciel, Ross Hutchins, reprezentacyjny deblista – natychmiast go nam pokazano – walczy z nowotworem. Podczas turnieju została zorganizowana specjalna akcja, „Rally against Cancer”, mająca wspomóc finansowo ośrodek The Royal Marsden, gdzie leczony jest m.in. Hutchins. Zaangażował się w to przedsięwzięcie burmistrz Londynu, aktorzy oraz gwiazdy brytyjskiej telewizji, pokazowy debel zagrali po finale Ivan Lendl, Tim Henman, Tomas Berdych i właśnie Andy Murray.
W styczniu tego roku, po wygranej w Brisbane, Szkot ze łzami w oczach dedykował swój tytuł chorującemu koledze. Teraz w Londynie też głos mu się łamał, gdy mówił, że Ross jeszcze w czwartek miał chemioterapię, ale dziś jest na trybunie i trzeba go odpowiednio przywitać. Pod koniec dnia dobrze zazwyczaj poinformowany brytyjski dziennikarz, Neil Harman z „The Times”, napisał na twitterze, że zarobione na Queens funty, blisko 120 tys., Murray przelał na konto instytutu. Od razu zaznaczył, że to wiadomość nieoficjalna, bo nie ukazał się w tej sprawie żaden komunikat. Widać otoczenie Andy’ego uznało, że są gesty, którym medialne nagłaśnianie nie jest potrzebne. Jeden kieruje się odruchem serca, bo ma naturalną potrzebę, drugi robi to po to, by na ten temat wszyscy wokół mówili i pisali.
Kilka dni wcześniej, w tym samym zakątku Londynu, nie przy Paliser Road jednak, lecz kilkanaście ulic dalej na południe, przy Worple Road, też skrzyżowały się drogi zawodowego tenisa i choroby nowotworowej. To samo miasto, niemal ci sami ludzie, ale nie było już tak cukierkowo. Rosjanka Alisa Klejbanowa poprosiła władze All England Clubu o przyznanie jej tzw. dzikiej karty do tegorocznego Wimbledonu. Jeszcze dwa lata temu była zawodniczką nr 20 w rankingu WTA. W maju roku 2011 zdiagnozowano u niej nowotwór krwi. Po bardzo długim i trudnym leczeniu Klejbanowa próbuje w tym sezonie powrotu na korty. Rok temu też podjęła takie starania, ale organizm nie wytrzymał wtedy obciążeń. Teraz jest znacznie lepiej. W maju Rosjanka wygrała futures ITF w amerykańskim Landisville z pulą 10 tys.$. Ostatni raz grała w takiej imprezie osiem lat temu, gdy stawiała pierwsze tenisowe kroki, jako obiecująca 14-latka.
Prośbę Klejbanowej brytyjscy działacze potraktowali bezdusznie. Mają zobowiązania wobec innych federacji, francuskiej, australijskiej i amerykańskiej, mają armię swoich zawodniczek, które od lat głównie dobrze się im zapowiadają. Występ w I rundzie Wimbledonu to jest dziś prezent w postaci czeku, opiewającego na 23 tys. 500 funtów. Nietrudno zgadnąć, jak długa kolejka czeka na takie finansowe wsparcie. Rosjanka usłyszała, że może przecież skorzystać z zamrożonego rankingu, co jest nieprawdą, bo odpowiedni na to termin już minął. Ona z kolei, ze względu na stan swojego zdrowia, wtedy jeszcze o starcie w Londynie nie myślała. Alisa jest dziewczyną pogodną. Uśmiechnęła się tylko i wzruszyła ramionami. Postanowiła, że pojedzie do Buffalo, na kolejny futures ITF z pulą 10 tys. $, a potem weźmie udział w rozgrywkach World Team Tennis, amerykańskiej zabawie z nieco innym podejściem do rywalizacji na korcie. Na swojej stronie dała wielki tytuł: „Klejbanowa – Nowotwór 6/0 6/0”. Jej rumuński trener, Julian Vespan, mówi, że jeszcze nie spotkał dziewczyny o takiej duszy wojownika. Jest pewny, że ona swój pierwszy pojedynek z chorobą wygrała właśnie dzięki charakterowi, podejściu do życia i jego problemów.
Tenisowy świat nie kryje oburzenia. Świństwo i granda to są najłagodniejsze określenia z rosyjskich stron internetowych. Gromy rzucają też komentatorzy i dziennikarze amerykańscy. Któryś z europejskich blogerów zapytał wszakże, czy to oburzenie byłoby równie wielkie, gdyby dotyczyło decyzji szefów wielkoszlemowego US Open. Po Melbourne za Oceanem wytoczono ciężkie działa przeciw Wiktorii Azarence. Jej słynna przedłużona przerwa medyczna i teatrzyk, jaki Białorusinka zafundowała światu w meczu ze Sloane Stephens, uruchomiły publicystów i felietonistów odzianych w gwiazdy i pasy. Wcześniej na dziwne zachowania byłej liderki zwracała uwagę Agnieszka Radwańska, ale wtedy w światowych mediach adwokatów zabrakło. Z tą słuszną krytyką jest w życiu trochę tak, jak z odruchem serca. Rzadko występuje, gdy jest autentycznie potrzebna. Chętnie zjawia się za to pod sztandarem, na którym widnieje słówko: „koniunkturalizm”.
Karol Stopa