DUN I LOVE pisze:Ktoś ekstremalnie mocno przeżywa jego mecze, jego samopoczucie jest uzależnione od wyniku meczu Szwajcara, wreszcie kariera ulubieńca istotnie wpływa na jego życie (jak mi np. utkwiła w głowie porażka na Wimbledonie 2008 i w zasadzie po dziś dzień często mam ją przed oczyma) - czy jak taki ktoś z nerwów, w akcie bezsilności, żeby sobie ulżyć np. wejdzie do neta i napisze kilka słów pod adresem Rogera czy wyśle go na emeryturę, to od razu nie jest prawdziwym kibicem? Ja uważam wręcz odwrotnie. Przecież emocje to esencja kibicowania, fanostwa czy jak to nazwiemy. Dlatego też nie byłbym tutaj taki kategoryczny, bo w sposób wyważony łatwiej jest się wypowiadać osobom postronnym i mniej zaangażowanym - fanatykom bardzo często puszczają nerwy.
Jeśli to taka miłość, która w jednej chwili przeradza się w nienawiść, to na poziomie emocjonalnym mógłbym nawet jakoś zrozumieć takich ludzi, ale nie wiem, czy można oceniać wszystkich jakąś fanatyczną miarą, bo nie wszyscy muszą ulżyć sobie w internecie po każdej porażce Federera, tylko mają do nich może trochę większy dystans i nawet porażkę ze Stachowskim na Wimbledonie potrafią przyjąć na forum z „wyjątkowym spokojem”, co wcale nie jest oznaką braku ich zaangażowania w kibicowanie Rogerowi, a co gorsza tego, że wcale mu się nie kibicuje, co im się próbuje przypisywać. Naprawdę nie trzeba dawać upustu swoim emocjom i pisać rzeczy, które można potem czasem postawić w jednym rzędzie z prowokacyjnymi postami tzw. hejterów. Rozliczanie Rogera naprawdę robi się już nudne i na szczęście on po każdej porażce nie zagląda na różne fora, żeby spojrzeć, jak oceniają go fani pokazujący oczywiście esencję swojego kibicowania.
filip.g pisze:Dążę tylko do tego, że patrząc przewrotnie na całą sprawę to można powiedzieć (i ja to teraz piszę

), że Federer być może właśnie teraz, walcząc po trzydziestce z dużo młodszymi i wybitnymi tenisistami ale także ze swoim zmęczonym organizmem i narastającym poczuciem spełnienia, przyczynia się do umocnienia swojej legendy w stopniu niemniejszym, niż kiedy wygrywał 17 WS.
Myślę, że wygranie 18. Szlema to byłoby już ostateczne spełnienie kariery Federera. Zresztą po co w ogóle aż tyle mówić o upływającym czasie w kontekście Rogera, skoro już po finale Wimbledonu 2008 zaczęto mówić, że niczego więcej nie wygra.
filip.g pisze:Wyobrażam sobie, że dla kogoś jak Federer odejście na emeryturę to przez jakiś czas może być jak utracenie sensu w życiu i dlatego będzie to prawdopodobnie najcięższa decyzja w życiu.
Federer w Miami:
When you do something best in your life you don't really want to give that up.For me it's tennis.
Pamiętam też słowa Federer po porażce z Hewittem w Brisbane, że „ma teraz inne sprawy na głowie" (domyśliłem się, że chodzi o ciążę Mirki) i odbierałem je przez chwilę tak, że w kolejnych turniejach może nie być zbyt dobrze, ale na szczęście pokazały one chyba, że tenis wciąż jest właśnie sensem jego życia.
filip.g pisze:Jeśli chodzi o Stopę, to bardzo szanuję tego człowieka, nie mam wątpliwości, że to najlepszy komentator tenisa w Polsce (chociaż umówmy się, konkurencja nie powala), ale jego "felieton" o Federerze to jeden wielki bullshit.
Brak wyrozumiałości, a czasem nawet złośliwość i szyderczość w stosunku do tenisistów to zawsze była mocna strona Stopy.
Robertinho pisze:Może jednak niech niedawni hejterzy Feda(do dziś gardzący jego fanami) i kibice Djokovica nie mówią z łaski swojej cóż to ludzie którzy są za Szwajcarem całym sercem i duszą, co mają mówić i myśleć i jakim to chamstwem jest pragnienie, by ulubiony gracz przestał się kompromitawać.
Federastą tak jak Pan nie jestem, a czy fanem Federera, to już nie Panu oceniać.