W grudniu skończył 38 lat. W Pucharze Świata startuje dokładnie przez połowę życia. Niestety, tak słaby jak obecnie nie był nigdy wcześniej, nie licząc niepełnego, debiutanckiego sezonu. Mimo to Tomasz Sikora chce zdobyć medal marcowych mistrzostw świata w biathlonie
W 1993 roku Sikora odniósł swój pierwszy, duży sukces na arenie międzynarodowej. Wówczas, w niemieckim Ruhpolding, zdobył srebrny medal mistrzostw świata juniorów. Przegrał tylko z Ole Einarem Bjoerndalenem, który w kolejnych latach zapracował na miano króla biathlonu i wszystkich sportów zimowych.
12 lutego, w fińskim Kontiolahti, Norweg wygrał ostatnią próbę przed mistrzostwami globu, które odbędą się właśnie w Ruhpolding. Dla Bjoerndalena było to już 94 zwycięstwo w zawodach rangi Pucharu Świata. "Kanibal" udowodnił, że nadal jest w stanie "zjeść" swoich rywali. Starszy od niego zaledwie o miesiąc Sikora w tym samym czasie próbował udowodnić samemu sobie, że jeszcze stać go na walkę z najlepszymi.
Po serii fatalnych startów (24, 72, 33, 42, 46, 34, 72, 67, 90, 50 - takie miejsca Sikora zajmował kolejno w poszczególnych biegach PŚ w bieżącym sezonie) w styczniu Polak postanowił wycofać się z Pucharu Świata i popracować nad formą. - Biathlon to trudny sport. Tu czołówka jest niesłychanie przygotowana i fizycznie, i psychicznie i strzelecko, i pod względem sprzętowym. Wszystko musi się zgrać. U Tomka to nie do końca pracowało jak powinno, dlatego myślę, że decyzja o wycofaniu się ze startów w Pucharze Świata była rozsądna, bo to była męczarnia i ona nie miała żadnego sensu - tłumaczy prezes Polskiego Związku Biathlonu, Zbigniew Waśkiewicz.
W poniedziałek Sikora wrócił z Anterselvy, by przepakować rzeczy i w czwartek wyruszyć na mistrzostwa. Do miejsca, w którym w 1995 roku zdobył mistrzostwo świata, Polak wybrał się 30 stycznia. - To było ciężkie zgrupowanie. Na nartach spędziłem wiele godzin, często biegałem w dużym mrozie i przy porywistym wietrze. Mam nadzieję, że trening przyniesie zamierzone efekty i wkrótce będę się cieszył sukcesami - relacjonuje Sikora.
Włoskie posiłki
Jak szło "naprawianie" wicemistrza olimpijskiego opowiada trener Tomasz Bernat, który towarzyszył Sikorze we Włoszech. - Udało nam się zrealizować w prawie stu procentach założenia i plan treningowy - zapewnia szkoleniowiec. - Tomek sprawdzał się w 30-kilometrowym maratonie w Val di Vizze i w niedzielę, na Słowacji. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się tam, żeby pobiegł w Pucharze Europy Centralnej. Mocnej obsady te biegi nie miały, ale chodziło o to, żeby Tomek skontrolował swoją formę. Ostatni sprawdzian odbędzie się już w Niemczech - dodaje Bernat.
Poza budowaniem formy dla Sikory istotna była praca nad sprzętem. - Praca z nartami, którą się robi zazwyczaj przed sezonem, tym razem nie była idealna. Trudno oceniać, czy narty, które otrzymał Tomek nie były najwyższej jakości, czy może gdzieś je źle przygotowano. W każdym razie w Anterselvie Sikora mógł liczyć na pomoc ludzi z Fischera. Tam odbyła się praca u podstaw, żeby na mistrzostwach narty jeździły jak trzeba - mówi Waśkiewicz.
Co dokładnie trzeba było poprawić w sprzęcie, Sikora i Bernat nie chcą zdradzić. - Przejrzeliśmy wszystkie narty pod kątem struktur. Reszta to nasza tajemnica - ucina trener.
Tajemnicą nie jest za to rozszerzenie składu pracowników technicznych naszej reprezentacji. Do tej pory sprzęt polskich zawodników i zawodniczek przygotowywały cztery osoby. Teraz do Wiesława Ziemianina, Artura Radeckiego, Michała Cyla i Grzegorza Bodziany dołączy jeszcze jedna. - Piątym człowiekiem w tym sztabie zostanie Włoch. On będzie pracował specjalnie dla Tomasza Sikory - zdradza Dagmara Gerasimuk, sekretarz generalna Polskiego Związku Biathlonu.
Dlaczego mistrz i wicemistrz świata oraz wicemistrz olimpijski do tej pory nie miał swojego człowieka od sprzętu? - Wiem, że Justyna Kowalczyk ma dla samej siebie tylu pracowników technicznych, ilu my mamy dla całej kadry. Ale Tomek w ostatnich latach nie osiąga takich wyników, jak Justyna, dlatego nie jesteśmy w stanie uzyskać podobnego finansowania - tłumaczy Waśkiewicz.
Wierietielny nie, Bondaruk tak
Nie wszyscy pamiętają, że złoto mistrzostw świata w Anterselvie Sikora wywalczył, trenując pod okiem Aleksandra Wierietielnego, który dziś święci triumfy z Kowalczyk. Niestety, na pomoc swojego byłego szkoleniowca biathlonista liczyć już nie może. - Z trenerem Wierietielnym to jest historia tak daleka, że na żadne konsultacje nie widzę szans. Zwłaszcza, że on jest w stu procentach skoncentrowany na Justynie - mówi Waśkiewicz. Inaczej wyglądają relacje Sikory z Romanem Bondarukiem. Ukrainiec, który doprowadził Polaka do srebrnych krążków mistrzostw świata i igrzysk w Turynie, obecnie pełni funkcję sekretarza generalnego w Ukraińskim Związku Biathlonu. - Często spotykamy się na Pucharach Świata. Wiele lat współpracy sprawiło, że mamy dobry kontakt - mówi Bernat. A Waśkiewicz dodaje: - Tomek i trener Bondaruk się przyjaźnią. Spotykają się bardzo często, wiem, że rady, konsultacje to u nich codzienność. Trudno mówić o jakichś oficjalnych powrotach do współpracy, ale przyjaźń i doradztwo na pewno jest.
Od 1 do 11 marca Bondaruk będzie jedną z licznych osób ściskających kciuki za Sikorę.
Na słynne "rach, ciach, ciach" wykrzykiwane po celnych strzałach Polaka walczącego o czołowe pozycje przygotowują się już komentatorzy Eurosportu. - Sikora jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w biathlonowej rodzinie. Jest przy tym profesjonalistą, znającym doskonale swój organizm. Jeśli zdecydował się na indywidualne treningi w Antereselvie zamiast startów w PŚ, to z jasnym założeniem, że do rywalizacji wróci w pełni formy. Znam Tomka od wielu lat i mam do niego zaufanie - podkreśla Tomasz Jaroński. - Po tak nieudanym sezonie, trudno będzie Tomkowi odrodzić się w Ruhpolding, choć wszyscy kibice o tym marzą. Ostatnie zwycięstwo Bjoerndalena w Kontiolahti w biegu na dochodzenie, po całej serii bardziej i mniej dotkliwych porażek, przekonuje nas, że nie ma rzeczy niemożliwych nawet w wieku ponad 38 lat - dodaje Krzysztof Wyrzykowski.
Stara gwardia nie rdzewieje
- Zwycięstwo Bjoerndalena podniosło nas na duchu. Tomek mu kibicuje z racji tego, że od tylu lat wspólnie startują i obaj dobrze wiedzą, jak trudno jest walczyć z młodym pokoleniem biathlonistów. Na początku sezonu Emil Hegle Svendsen stwierdził, że Bjoerndalen już się skończył. Tomek powiedział wtedy, że ma nadzieję, że obaj będą w stanie pokazać, że starsi zawodnicy też są mocni. Bjoerndalenowi się to udało, mam nadzieję, że Tomkowi też się uda - mówi Bernat. Czy to znaczy, że Sikora, tak jak Bjoerndalen, chce w Ruhpolding walczyć o medale? - Jadąc na mistrzostwa świata trzeba sobie stawiać wysokie cele. Na pewno jedziemy, by walczyć - obiecuje Bernat.
Tylko czy Sikora najlepszych lat nie ma już za sobą? - Skoro wygrywać może Bjoerndalen, to Tomek też może. W biathlonie byli już zawodnicy, którzy odnosili duże sukcesy w podobnym wieku [Norweg Harvard Hanevold mając 41 lat został mistrzem olimpijskim, Rosjanin Siergiej Czepikow w wieku 39 lat zdobywał na igrzyskach srebro, a jako 38-latek cały sezon PŚ kończył na czwartym miejscu]. W sportach wytrzymałościowych wiek nie ma wielkiego znaczenia. Przecież my też mamy Marka Kolbowicza, mistrza olimpijskiego w wioślarstwie, który ma 41 lat i szykuje się na igrzyska w Londynie. Tomek w grudniu skończył 38 lat, więc to jeszcze wiek emerytalny nie jest. On prowadzi sportowy tryb życia, bardzo dba o siebie. W jego przypadku absolutnie nie patrzę na wiek. Nawet jeśli będzie startował na igrzyskach w Soczi, to wciąż nie będę uważał, że to jest zawodnik, któremu wiek miałby przeszkadzać - twierdzi Waśkiewicz.
Co na to eksperci? - Sprawa nie będzie łatwa przede wszystkim dlatego, że Tomek stracił kontakt z czołówką w biegu, a to przy mocno średnim strzelaniu niczego dobrego nie wróży. Zapomnijmy o podium, ale gdyby Tomek ukończył bieg indywidualny w czołówce, czyli w pierwszej dziesiątce, wypadł równie dobrze w sprincie, a także wystartował w biegu na dochodzenie, moglibyśmy uważać, że wypełnił swój kontrakt na mistrzostwa świata - analizuje Wyrzykowski. - Trasy w Ruhpolding nie zawsze mu odpowiadały, właściwie najlepsze wspomnienia z tym bawarskim miasteczkiem łączą się z tym, że dwukrotnie odbierał tam biathlonowego Oskara. Więc może i tym razem - dodaje komentator Eurosportu. - O medale w Ruhpolding będzie bardzo trudno - zgadza się ze swym kolegą Jaroński. - Młodzież atakuje, o czym przekonał się sam Bjoerndalen. Jest bardzo szeroka stawka zawodników, którzy walczyć będą o czołowe lokaty. Trzeba być jednak optymistą, o czym przekonał nas Ole w Kontiolahti. Warto dodać, że właśnie w Ruhpolding, 19 lat temu Sikora i Bjoerndalen rywalizowali o medale w mistrzostwach świata juniorów. Oby historia się powtórzyła! - kończy Jaroński