Może kilka słów o drabince.
Odpadli w kwalach Cressy i Del Jen, sam nie wiem, którego bardziej mi szkoda. Mamy za to kilku graczy, którzy mają za sobą ciekawe historie w tym tygodniu. Jest Dan Sweeny, łatwo uporał się (krecz) tu z Zizou Belgsem, który przecież szturmem wziął pierwsze dwa mecze kwalifikacji. Mamy powracających Davida Goffina, Lloyda Halysa, chorego na koklusz Mate Valkusza, dysponującego jednoręcznym bekhendem Aleksandra Kovacevica, rewelację challengerów sprzed roku Terence Atmane, nadal groźnego Sumita Nagala, serwbota Lukasa Kleina.
Djokovic w pierwszej rundzie zagra z mało znanym chorwackim 17-latkiem, który ma imię jak ten dinozaur z Flintstone’ów, który po nałożeniu maski zmieniał się w szalonego psa, czego i jemu życzę w debiucie na australijskich kortach. Choć tak realnie nie powinien się tu spocić Djoko.
Ciut niżej Popyrin, który jest mocno faworyzowany ze swoim kolegą z kadry Polmansem. Moim zdaniem ma tu szanse Marc, Rosjanin jest bardzo chwiejny, z niepokojem rozglądał się w poszukiwaniu Tsenga, ale, o ulgo, w tym roku go nie ma.
Kolejne dwie pary. Jeżeli nie jest ciekawie, o czym może świadczyć brak wpisów na forum analizujących drabinkę, to niech będzie chociaż śmiesznie. Z tego dwumeczu (????) mogą wyjść Monfils i Murray (bardzo prawdopodobnym jest też mecz drugiej rundy Hanfmann-Etcheverry, a nawet powiedziałbym, że bardziej), żeby potem stoczyć epicki, sześciogodzinny, epicki, wyniszczający bój o wpieprz od Novaka. Myślę, że nawet gdyby któryś z nich był świeżutki, a Djoko miał dwadzieścia godzin w nogach (słownie: dwadzieścia), dałby im radę spokojnie, jednemu po drugim.
Jeżeli hitem ma tu być starcie dziadów Mannarino i Wawrinki, to ja dziękuję bardzo. Szczerze. Naprawdę, chętnie obejrzę. Pewnie ostatni mecz w Australii, który Stan może jeszcze wygrać.
Szewczenko-Munar. Czy naprawdę będę pisał o każdym meczu z tej drabinki? Wypadałoby, w końcu interesuje mnie ten sport.
Wiecie, że O’Connell Tu mój ulubiony (zaraz po Thiemie) australijski tenisista? Garin nie jest moim ulubionym chilijskim tenisistą (ustępuje Jarry’emu i Tomasowi Marcelo Barriosowi Verze). Oby przegrał.
Następnie widzimy mecz, w którym upatrywałbym pierwszej niespodzianki, RBA-Shelton. Mówi się, że Ben puścił mecz z Danielem, chcąc lepiej przygotować się do meczu z Bautistą. Jeszcze gdzie indziej mówi się, że Roberto puścił mecz z Carballesem Baezem, żeby…. Gdzie ta niespodzianka, sami sobie odpowiedzcie. Powinien być śmieszny mecz któregoś z tych dwóch z Serbem w czwartej rundzie.
Docieram do tego miejsca, gdzie występuje tzw. pewniaczek. Fritz 3-0 z Facundo Diazem Acostą. Choć pamiętamy, że Fritz męczył się na cegle z Santiago Fa Rodriguezem Taverną (którego to najmniej lubiana nawierzchnia, woli hard), z Acostą nie powinien mieć problemów, gdyż ten grał z Taverną sparing na hardzie i przegrał. Poza tym emerytowany Isner zrobił go rok temu trzy do jajca.
Wiecie o tym, że Borna Gojo kiedyś był Żydem? Nooo.
W kolejnym meczu Cilic-Marozsan bardziej przychylałbym się ku zwycięstwu Chorwata. Był tu kiedyś w finale, więc chyba lubi tę Australię, poza tym jest zwyczajnie lepszy od Węgra, mimo, że jego forma to zagadka. Fabiankowi kibicuję bardzo, życzę wszystkiego najlepszego, ale chyba jeszcze za wcześnie na wygraną ze starym wygą.
Typowy mecz F.Cerundolo z kwalifikantem, Danem Sweetingiem.
Świeżo upieczony ojciec, Lorenzo Musetti, zmierzy się ze swoim synkiem Beniaminkiem.
Luca Van Assche kontra James Duckworth.

świetny match-up, już widzę, jak jest nazywany Duckassem.
Następnym pewniakiem na mojej dwuzakładowej taśmie jest Jordan Thompson. Musiał trochę odetchnąć po intensywnym tygodniu zwieńczonym wygraną z Nadalem (czy wysłał go na emeryturę?), możliwe, że jakaś drobna kontuzja, ale pewnie już wszystko w porządku. W. Kić to nie(zły) przeciwnik.
I na końcu, lecz nigdy nie ostatni, mecz Berrettiniego z Tsitsipasem. Lepszy słaby bekhend, niż jego brak. Głos na Tsitsipasa.
Pierwsza ćwierć bezręcznego.
Przemysław Babiarz, Tomek Lorek tenisa.