Re: Hiszpania - La Liga
: 02 gru 2012, 20:17
Messi 21 goli po 14 meczach 

Forum fanów tenisa ziemnego, gdzie znajdziesz komentarze internautów, wyniki, skróty spotkań, statystyki, materiały prasowe, typery i inne informacje o turniejach ATP i WTA.
https://www.mtenis.com.pl/
http://www.sport.pl/pilka/1,65082,12968 ... ystko.htmlO dwóch takich, co chcą ukraść wszystko
Sobotnie derby Madrytu - niekiedy brutalne, częściej zapaskudzane prymitywnymi boiskowymi krętactwami - nadzwyczaj sugestywnie przypomniały, jak chore są realia ligi hiszpańskiej, w której katalońsko-królewska elita nadludzi nie potrzebuje, jak mawiają na naszych murawach, dawać z siebie wszystkiego, by notorycznie rozdeptywać podludzi, czyli resztkę uczestników rozgrywek.
Możesz wypracować, jak przed minionym weekendem Atletico, osiem punktów przewagi w tabeli; przeżywać rok wspaniały także międzynarodowo, uświetniony triumfem w Lidze Europejskiej; zderzyć się z faworytem permanentnie gubiącym punkty i przez to niespokojnym, okładanym ostrą medialną krytyką; wykreować atmosferę wyjątkowego wydarzenia, by maksymalnie się zmobilizować. Słowem, możesz przystąpić do prestiżowego pojedynku w okolicznościach ze wszech miar sprzyjających, a potem i tak wyjdziesz na murawę jak skazaniec, zatruty przeświadczeniem, że normalnie, znaczy, grając w piłkę, pokonać rywala się nie da.
Trener Diego Simeone zwołał kibiców Atletico w sobotnie południe na stadion Vicente Calderón, by naładować drużynę pozytywną energią przed wieczorną wyprawą na sąsiedzkie Santiago Bernabeu. Jego piłkarze zdawali się we wspaniałej formie w perspektywie i krótkoterminowej - odnieśli ostatnio pięć zwycięstw z rzędu, nie tracąc gola przez 470 minut, i długoterminowej - jako jedyni wytrzymywali tempo Barcelony, choć ta tłucze punkty w rekordowym tempie. Kiedy zderzyli się z mocnym rywalem zagranicznym - Chelsea w Superpucharze Europy - to wychłostali go czterema golami, a kiedy musieli odprawiać pomniejszych zagranicznych konkurentów, to odprawiali ich przy minimalnym wysiłku, bez udziału gwiazd. Jesienią żadnego meczu w LE nie rozegrał ani bezlitosny snajper Radamel "El Tigre" Falcao, ani zaszczycony w tym sezonie "10" na koszulce Arda Turan, ani fundamentalny dla defensywy Diego Godin - a jednak Atletico w grupie prowadzi. Nie wiem, co jeszcze mogłoby się wydarzyć, żeby madryccy gracze nabrali pewności siebie. Niestety, dla derbów nie miało to żadnego znaczenia.
Pędzący od zwycięstwa do zwycięstwa goście zachowywali się, jakby stanęli do nierównego starcia budżetów obu klubów, jakby czuli się kupką bilonu, na którą walą się sztaby złota. Chcieli zabić mecz i w brudnej grze się zatracili, Cristiano Ronaldo nie kopnąłby rozstrzygająco z rzutu wolnego, gdyby nie szokująco bezmyślne klepnięcie piłki ręką przez Ardę Turana wykonane tuż przed oczami sędziego, niegodne szlagierowych derbów. Piłkarze, którzy zdawali się bardziej gotowi mentalnie, by rozerwać panujący duopol, niż jakakolwiek inna trzecia siła w Primera Division ostatnich lat, w chwili próby zwyczajnie się poddali. Nie łudźmy się, nuda na szczytach jeszcze potrwa. Aż chce się westchnąć, że rozgrywki tak barwne, wśród lig krajowych prawdopodobnie najbogatsze w futbol wysokiej jakości, na tę monotematyczność rywalizacji o tytuł - mistrzostwo i wicemistrzostwo zarezerwowane dla Barcy i Realu - wręcz nie zasługują.
Nadludzie katalońscy nie zaczną regularnie rozdawać punktów, ich styl pozostaje bowiem najwydajniejszym na planecie. Owszem, nie gwarantuje wygranych zawsze i wszędzie - ich nie gwarantuje żaden. Gwarantuje jednak najniższy odsetek porażek. Wpadki jak wiosenna w dwumeczu z Chelsea czy jesienna w Glasgow (towarzyszył jej rekordowy w Lidze Mistrzów czas posiadania piłki) mogą poważniej zaszkodzić w systemie pucharowym, ale w ligowym wywołają skutki uboczne niezauważalne. Typowałbym raczej, że barcelońskie rezerwy wygrają niebawem Segunda División.
Realowi zwycięskiej powtarzalności brakuje, ale nadludzie z Santiago Bernabeu korzystają, jak przypomniały nam derby, na mentalnej ułomności rywali, których królewska biel madryckich koszulek albo wprawia w stany lękowe, albo budzi w nich głęboki kompleks niższości. Głęboki i, mam wrażenie, pogłębiający się wraz z każdym sezonem spędzonym ze świadomością, że kartel barcelońsko-madrycki wciąż ani myśli dzielić się dochodami z praw telewizyjnych ze słabszymi współuczestnikami rozgrywek. Tak jak czynią giganci w innym czołowych ligach.
Giganci hiszpańscy to być może najbardziej krwiożercze pośród globalnych futbolowych korporacji. Zyski muszą stale rosnąć - jeśli w przyszłym roku wyciągną zaledwie tyle samo, to zapadną na stagnację, chorobę w kapitalizmie traktowaną jako śmiertelna. Wyżęli krajowy rynek do ostatniej kropli, teraz prą ku zachłannej ekspansji międzynarodowej, więc jako jedyni w kontynentalnej czołówce entuzjastycznie przyjmują plany Michela Platiniego (piszemy o nich na stronie obok), by kosztem likwidacji Ligi Europejskiej radykalnie poszerzyć Ligę Mistrzów. Prezes Barcelony nie zamierza wzmacniać krajowych rozgrywek, by zdołały wynegocjować od telewizji tyle pieniędzy, ile wynegocjowuje angielska Premier League, lecz chce uciec na poziom międzynarodowy. Rozmarza się o weekendowym - znaczy: bardziej dochodowym - graniu z Manchesterem United, dla atrakcyjności angielskich rywali chętnie poświęci hiszpańskich. I np. przyklaśnie zredukowaniu liczebności Primera Division.
Sandro Rosell ma menedżerską przeszłość w Nike (zarządzał marketingiem w Ameryce Łacińskiej), ale firma z Camp Nou, której obecnie szefuje, bardziej przypomina Apple. Jak jabłkowy koncern wyróżnia się innowacyjnością, uwodzicielskim wzornictwem i otaczającym ją kultem wyznawców, ale też pazerną, agresywną strategią rynkową. Jak u Steve'a Jobsa artystyczna dusza spotyka się w niej z lodowatą bezwzględnością biznesmena wyhodowanego przez realia wolnorynkowej walki o ogień.
Od tygodni odwlekałem spisanie felietonu o madryckim dziele trenera Diega Simeone, by zaproponować tę opowieść właśnie przy okazji konfrontacji Atletico z jednym z faworytów. W trakcie sobotnich derbów - dla mnie najbardziej przykrego w oglądaniu meczu w bieżącym sezonie - straciłem zapał, teraz zastanawiam się, czy piłkarze wicelidera na brudną grę postawią również w Barcelonie. Jadą tam za dwa tygodnie.
Zastanawiam się też, kiedy Hiszpanie pójdą w ślady UEFA, która przed sezonem apelowała do uczestników Ligi Europejskiej, by na konferencjach prasowych koniecznie podkreślali, że jej mecze - często odbębniane przez rezerwowych, patrz Atletico - toczą się pod wysokim napięciem. Piłkarze i trenerzy w La Liga mogliby tak zaklinać rzeczywistość przed zwyczajowym zebraniem po pupach na Camp Nou albo Santiago Bernabeu. Czyli tam, gdzie urzędują megalomani przekonani, że są zbyt wielcy na swój kraj, więc niech tłuszcza siedzi cicho i doceni, że jeszcze ją wpuszczają na swoje stadiony.
vcf.plErnesto Valverde nowym trenerem!
Poznaliśmy następcę Pellegrino
Internetowe wydanie dziennika SuperDeporte donosi, że nowym szkoleniowcem walenckiego klubu oficjalnie został 48-letni Ernesto Valverde. Hiszpan ma podpisać kontrakt z klubem do końca sezonu. Jego prezentacja odbędzie się w poniedziałkowy wieczór o 20:00.
"Ernesto Valverde nowym trenerem Valencii CF!" - ogłaszają hiszpańskie media, w tym także SuperDeporte. Były trener m.in. Athleticu Bilbao, Espanyolu czy Villarrealu ma związać się z "Nietoperzami" do końca sezonu. W przypadku spełnienia oczekiwań, umowa może zostać przedłużona. Braulio Vazquez zapowiedział, że prezentacja nowego trenera Blanquinegros odbędzie się o godzinie 20.
eurofutbol.plMourinho: Nie odejdę po sezonie
José Mourinho zaprzeczył informacjom, według których miałby opuścić Real Madryt po zakończeniu obecnego sezonu. Ostatnio takie sugestie pojawiały się w hiszpańskiej prasie.
- Czy odejdę wkrótce z Realu? Takie wiadomości są nieprawdziwe. Nie chcę nawet się nad tym dłużej rozwodzić - powiedział Portugalczyk. - Zapytajcie prezydenta klubu Florentino Péreza, czy jest zadowolony z mojej pracy. Nie ma żadnego problemu. Nie muszę mówić dziennikarzom, o czym rozmawiam z moim przełożonym.
"Królewscy" obecnie przygotowują się do meczu Ligi Mistrzów z Ajaxem.
http://www.sportowefakty.pl/pilka-nozna ... il-rekorduMessi wcale nie pobił rekordu?
![]()
Cały świat emocjonuje się fantastycznym wyczynem Lionela Messiego, który w 2012 roku zdobył już 86 bramek. Problem w tym, że wcześniejszym rekordzistą wcale nie był Gerd Mueller.
W 1972 roku, kiedy Gerd Mueller zdobył 85 bramek, w Afryce wszyscy zachwycali się napastnikiem Kitwe United. Godfrey Chitalu, określany jako najlepszy piłkarz w historii Zambii, strzelił wtedy łącznie 107 bramek dla klubu i reprezentacji. Piłkarz w rozgrywkach ligowych trafiał jak na zawołanie i miał nawet serię 17 kolejnych meczów z bramką.
Popularny Ucar był urodzonym goleadorem i już cztery lata wcześniej zapisał na swoim koncie 81 goli. Święcił strzeleckie tryumfy również w reprezentacji, z którą grał na Pucharze Narodów Afryki w 1978 roku czy dwa lata później na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie.
Zginął tragicznie jako selekcjoner reprezentacji, która w 1993 roku miała wypadek samolotowy podczas podróży do Senegalu na mecz eliminacji mistrzostw świata. Kilka lat temu znalazł się wśród 50 najlepszych piłkarzy Afryki, a po niedawnym wyczynie Lionela Messiego, świat obiegło jego zdjęcie z 1972 roku z pamiątkową piłką dla najlepszego zambijskiego strzelca:
Przedstawiciele zambijskiego futbolu chcą teraz przekonać FIFĘ do swoich racji i zmienić rekordzistę. Strzeleckie wyczyny Chitalu są opracowane na podstawie dzienników z 1972 roku Times of Zambia oraz Zambia Daily Mail. Dane muszą jednak zostać przeanalizowane przez członków futbolowej organizacji. W internetowych źródłach brakuje bowiem dokładnych informacji dotyczących minut, rozgrywek czy też liczby meczów, w których wystąpił popularny Ucar.