johnathan pisze:I pozwól, ze dalej będę podziwiał takie epickie spotkania jak te z udziałem Djokovicia, Nadala, Federera, czasem nawet Murray'a, a Ty patrząc choćby na trzeci set finału US Open możesz rzucić w kierunku telewizora "słabe to, oczekiwałem czegoś więcej, co za zubożenie wrażeń" i przełączyć kanał na zakłamanych polityków, którzy biadolą w stopniu podobnym do Ciebie, z tą różnicą, że oni akurat o nieuchronnym kryzysie.
Ale ja Ci niczego nie bronię. Delektuj się tym, proszę bardzo. Ja nie przełączam kanałów TV podczas spotkań tenisowych, bo gdyby tak było to bym się nie wypowiadał na temat danych spotkań, formułując takie teorie. Trzeci set ok, ale pierwszy, drugi, czwarty? I owszem, mając w pamięci choćby fantastyczny mecz Novaka i Rafy z Madrytu 2009 (chyba najlepszy ceglany mecz, jaki widziałem) oczekiwałem i oczekuję dużo więcej po rywalizacji tych tenisistów. Jeżeli już poruszam temat zubożenia wrażeń to mam raczej na myśli powtarzalność tego, co widzimy na korcie. Już pal licho wynik, wystarczy się skoncentrować na sposobie ich gry w najprostszym rozumieniu tego frazesu. Kiedy rywalizacja Nadala z Federerem fascynowała (gdzieś do Wimbla08, od tamtego czasu oglądamy zabetonowaną rywalizację, gdzie Nadal wygrywa 'lekką ręką" po kilka gier z rzędu - w ciągu ostatnich 3 sezonów bilans pojedynków to 9-2 dla Hiszpana - cóż za zaskoczenie, nieprawdaż?

) co chwila czytaliśmy o niuansach, jakie w swojej grze poprawia Nadal, by wygrać z Federerem na jego koronnej nawierzchni (lekka transformacja stylu na bardziej agresywny i ofensywny, liczne gierki deblowe w celu poprawy woleja, zwiększenie średniej prędkości podania o 16 km/h itp. itd.). Dziś, w przypadku rywalizacji Djoko z Rafą tego nie ma - wygrywa ten, który jest bardziej wytrzymały, lepiej przygotowany kondycyjnie i siłowo. Gdzie tu jest miejsce na taktykę, technikę, pracę nad "grą własną"? I właśnie to mnie tak mocno uderza - coraz mniej w tym wszystkich chodzi o "przechytrzenie rywala", a kładzie się dużo większy nacisk na wygranie walki na wyniszczenie. Oglądam to i oglądać będę, ale jak sobie przypomnę niektóre mecze Safina z Federerem, to trudno mi ukrywać, że Nadal i Djoković nie tworzą niezapomnianych widowisk na największych kortach świata i powtórzę po raz kolejny - nie chodzi mi tu o sam poziom gry w tenisa.
Ich rywalizacja bardziej zapisze się w historii pod względem ilości rozegranych gier i ich częstotliwości niż poprzez liczbę (fakt - trudną do oszacowania) fanów, którzy pokochali taki sposób uprawiania tenisa i już pomijam zasługi dla rozwoju dyscypliny (tysiące złamanych karier, bo młodym się ubzdurało, że mogą być tak niezniszczalni jak Rafa czy Novak).
johnathan pisze:Ja myślę zupełnie inaczej. Uważam, że ci tenisiści wpłynęli na swój rozwój i to właśnie głównie dzięki temu, że każdy chciał na korcie każdego dogonić, tenis jest teraz na takim, według mnie, bardzo wysokim poziomie.
Z jednym się zgodzę. Nadal jest motywacją dla Federera do ciężkich treningów, by ciągle utrzymać się w tym biznesie. To jest niezaprzeczalne według mnie. Co do rozwoju tenisa danego zawodnika to jednak mocno bym polemizował. Pojawienie się Rafy zniszczyło wspaniały tenis Rogera, w jakim większość z nas zadurzyła się po uszy. Szwajcar, w dużej mierze przez swój charakter, dążył do wygrania z Nadalem w Paryżu jego własną bronią. W efekcie z porywającego, ofensywnego i urozmaiconego tenisa Federera zostały zgliszcza w postaci lifciarni z głębi kortu, którą z małymi przerwami oglądamy od dobrych 3 lat, ale mam nadzieję, że praca z Annaconem zmieni ten stan rzeczy (początki współpracy są całkiem obiecujące).
Co takiego poprawił w swojej grze Djoković, żeby pokonać Nadala? Jedyne co mi przychodzi na myśl, poza szokującym postępem na polu wytrzymałościowym ,to wyeliminowanie glutenu ze swojego jadłospisu i co tu dużo ukrywać - wyczekanie i wykorzystanie momentu, kiedy to Nadalowi powoli zaczyna brakować paliwa.
To samo mecze Nadala z Murrayem. RG, Wimbledon, US Open - wszędzie to samo, chociaż trzeba oddać, że w Nowym Jorku Szkot starał się coś zmienić w swojej grze. Mecze w Paryżu i Londynie były po prostu nudne i do bólu przewidywalne.
johnathan pisze:Widzę też przepaść między Top 4 a całą resztą stawki w tworzeniu porywających batalii.
Tenis jest skoncentrowany wokół prowadzącej czwórki, chociaż to też kwestia tego na jaki mecz się trafi. Dla mnie mecz Tsonga- Dimitrov z Wimbledonu czy Nieminen - Mayer ze Sztokholmu stały na wyższym technicznie poziomie niż te osławione mecze "na szczycie". W tym meczach szerszego zaplecza czołówki żaden z graczy nie bał się trudnych zagrań, a gigantyczna przewaga ofensywy bardzo korzystnie wpływała na widowiskowość meczu.