Wawrinka nie jest zawodnikiem pokroju Tsongi, nie jest nawet blisko - różnica jest taka, że Tsonga w optymalnej formie jest w stanie rozstrzelać każdego tenisistę świata, a Wawrinka grający sezon życia z Nadalem i Djokoviciem ma bilans 0-8 i pięć jednostronnych spotkań + pokaz nieporadności na WTF ze słabym Hiszpanem.
To i tak wyląduje w 'Poziom tenisa dziś', więc się rozpiszę. Tenis w XXI wieku można podzielić na lata 01-03 (do końca kariery Samprasa i ostatniego szlema Agassiego w Melbourne), 04-07 (dominacja New Ballsów, a potem Federera), 08-10 (słabszy Federer, równowaga sił, wybitnie szeroka czołówka, Nadal dwa razy na koniec roku jedynką) i 11-13 (i pewnie dalej), czyli dominacji Murroli, Rafoli, Noland i innych tego typu tworów. O latach Samprasa, Safina czy Federera (któremu kibicowałem do AO '04, jak ktoś jest ciekawy) nie będę pisać, bo to byłaby subiektywna postawa, którą łatwo byłoby zakwestionować.
Czy tenis pod względem czysto sportowym jest słaby? Nie jest, bo sama obecność Nadala i Djokovicia powoduje, że ścisła czołówka ma się dobrze, a tenis, pomimo słabości (patrz niżej) całkiem solidnie. Pisanie o upadku tenisa (trochę przesadzone, bo upadek mielibyśmy gdyby Ferrer z Berdychem walczyli o tytuł na Wimbledonie - a tak mogłoby być bez top 4 - to tak nawiązując do postu Mario) to po prostu wskazanie na szereg zjawisk - słabość czołówki (nie najściślejszej, nie szerokiej), słabość zaplecza, zachwianie się ZAWSZE istniejącej ''piramidy wieku'' ATP (Sampras leje McEnroe'ów, New Ballsi leja Samprasa, Nadal, Djokovic, Murray ogrywają New Ballsów). Żeby uwidocznić regres, porównanie do poprzedniej epoki 2008-2010, której koniec datowałbym właśnie na 2010 rok, gdy po raz pierwszy od 1999 (!) roku żaden z przedstawicieli NB nie wygrał turnieju wielkiego szlema. Celowo nie napiszę o atrakcyjności rozgrywek, na które oczywiście wpływa maksymalne spowolnienie nawierzchni - żeby unikać bardziej subiektywnych opinii.
1) Słabość czołówki.
Nie piszę o topie - czyli Nadalu i Djokoviciu, ani o przesadnie szerokiej czołówce (o tym później), bo miałbym problem z uwzględnieniem wszystkich kryteriów. Powiedzmy, że jako czołówka mam na myśli miejsca rankingowe 5-15.
W chwili obecnej wygląda to tak (czyniąc słuszne założenie, że top 3 czyli Rafa, Novak i Andy to ścisły top), że mamy na tych miejscach rankingowych Federera (jeden tytuł, żadnej wygranej nad top 3 w tamtym sezonie), Del Potro i Tsongę (jedyni, którzy w chwili obecnej gwarantują, że są w stanie rywalizować na równych zasadach z top 4, gdy będą w optymalnej formie), Ferrera i Berdycha (wielokrotnie omawiane przypadki, których nie trzeba powtarzać), Wawrinkę (sezon życia i bilans 0-8 z Nadalem i Djokoviciem), Gasqueta (ktokolwiek uważa, że ma w orężu argumenty, żeby rywalizować na najwyższym poziomie?), Raonicia (trzeba coś pisać?), 35-letniego Haasa, Almagro, który nawet z Ferrerem nie potrafi wygrać spotkania i ew. Isnera. W 2012 roku był jeszcze wyskok Tipsarevicia, który jednak nigdy nie przeskoczył ponad poziom półfinał mastersa - ćwiartka szlema), jest jeszcze Janowicz (wystrzały w postaci finału mastersa i półfinału Wimbledonu, ale i brak tytułu ATP na koncie), Fish, pół sezonu Soderlinga (:(), Monfils (ale ten sezon 2011 był znacznie słabszy niż dwa wcześniejsze), jakiś Simon, już non-faktor na najwyższym szczeblu Roddick. Kogoś pominąłem? Pięciu triumfatorów mastersów i czterech triumfatorów szlema - z czego Ferru nie musiał w drodze po Paryż '12 pokonywać po drodze żadnego zawodnika
W latach 08-10? Od początku. Powiedzmy, że Verdasco to taki Wawrinka - jakiś finał mastersa, połówka szlema, epicki mecz z Nadalem. Berdych w 2010 roku to chyba dalej był ten sam Berdych, zwłaszcza, że wtedy zrobił najlepszy wynik w karierze. Haas teraz jest zdrowy i regularnie osiąga niezłe rezultaty, ale też na marsz z 2009 roku na Wimbledonie chyba go nie stać. Powiedzmy, że Gonzalez z lat 08-09 to tak Gasquet z 12-13, choć takiego rezultatu jak srebrny medal Igrzysk Rysiek nie ma. Ferrer był rzeczywiście słabszy, ale był też Monfils robiący b2b finały w Paryżu, jakaś połówka na Roland Garros, jakiś Żilu w finale w Szanghaju, Blake grający jeszcze na dobrym poziomie, Nalbandian, który jak zwykle musiał zaskoczyć, znowu w hali, przewijał się Fish, Wawrinka. Gdyby tylko ci tenisiści (abstrahując od wartości estetycznych), byli teraz, to ten poziom czołówki byłby może trochę szerszy, ale podobny.
Tyle, że z jakiegoś powodu w samym 2010 roku mieliśmy więcej triumfatorów mastersów, niż przez lata 2011-2013. Tym powodem są oczywiście takie postaci jak Soderling, Dawidienko, Ljubicic czy Roddick, nie wspominając o Del Potro i Tsondze. Łatwiej mieli? Już w 2008 roku na koniec sezonu top 4 to byli Nadal-Federer-Djokovic-Murray - Soderling w drodze po dwa finały w Paryżu ogrywał Nadala i bardzo dobrze dysponowanego Federera w 2010 roku, Dawidienko dwa razy ogrywał Nadala do jednej bramki w finałach mastersów, Ljubicic w marszu po Indian Wells pokonał po drodze i Djokovicia, i Nadala, tak jak Roddick w Miami, nie wspominając już o Wimbledonie '09 w jego wykonaniu. Del Potro (o nim więcej później) w 2009 roku, początek (Australian Open) i koniec (Bercy) w '08 Tsongi chyba też nie trzeba specjalnie przypominać.
Wniosek? Wniosek może być tylko jeden.
2) Słabość zaplecza/szeroka czołówka
Pod tym względem oczywiście też jest słabiej - może poza Gulbisem, jak ma dobry dzień, czy Isnerem, gdy dobrze serwuje, a jakiś faworyt gra słabiej - ta szeroka czołówka ma określony potencjał. Tzn. nieźli tenisiści, ale jaki potencjał mają Kohlschreiber czy Robredo, żeby 'z tylnego siedzenia' zrobić półfinał szlema czy finał mastersa? Jeden Janowicz bardzo zaskoczył. Coś więcej? Ale to chyba i tak mało, bo warto sobie przypomnieć, jak 31-letni Ljubicic, który nie mieścił się nawet w 20-tce rankingu na ten moment, ogrywał Djokovicia, Nadala i Roddicka, wygrywając mastersa, albo Safina, który robił nierozstawiony półfinał Wimbledonu, czy Haasa rok później. Oczywiście muszę też wspomnieć o meczu Granollers-Smyczek o IV rundę szlema, czyli trzy gemy od Djokovicia. Aż dla bezpieczeństwa sprawdziłem i czegoś takiego w latach 08-10 nie było.
Uważa ktoś, że jest na odwrót?
3) Młodzi zawodnicy
Ktoś powie, że to nie ma kluczowego czy istotnego znaczenia dla poziomu rozgrywek - powiem, że to bzdura. Wyjąć z 2009 roku 22-letniego Djokovicia, Murraya, 21-letniego Del Potro, albo z 2005 roku Nadala - i poziom rozgrywek będzie zupełnie inny. Przecież do takiej sytuacji obecnie doszło, że dwa największe talenty - Tomic i Dimitrow, dostają lanie od 32-letniego Federera, wygrały łącznie dwa tytuły i nigdy nie doszły nawet do czołowej 20-tki rankingu. Albo inaczej. Wstawić do obecnego ATP 20-letniego Del Potro, Murraya i Djokovicia, w mniejszym stopniu Querreya, Nishikoriego, Cilicia. Tylko o innym stylu gry.

I jakby wyglądał poziom rozgrywek? Według mnie analogicznie jak w moim ulubionym 2009 roku.
Epilog. Wiem, że z całego okresu 11-13 wziąłbym pod uwagę tylko 2013 rok - według mnie ten był najsłabszy spośród tego tercetu sezonów (ciężko nie doceniać peaku Djokovicia w 2011 roku, 2012 rok to mocny Djoković, świetny Nadal na cegle, Federer na Wimbledonie w być może ostatnim runie, plus Murray za Igrzyska i US Open, w tym roku - wyglądało to zarówno pod względem topu, jak i czołówki, jak i zaplecza, gorzej). Poza tym pytania na 2014 rok są bezpośrednio związane z poprzednim, który wyznacza aktualny było nie było poziom rozgrywek.
Jeszcze co do poziomu top 4 w 2008-2010, a 2011-2013. Wiadomo, że na pewno najbardziej wyrównany był w latach 2011-12. Ale w tym roku Federer nie istniał, Murray pograł stosunkowo niewiele na poważnym poziomie, ale to zasadniczo nic nie zmieniło. Nawet jeśli Nadal grał słabo, to i tak wymęczył, jak Djokovic uprawiał puszerkę, to i tak nikt nie potrafił mu zagrozić. Jeden jedyny Del Potro potrafił to wykorzystać. Jak ktoś pisze, że reszta nie może się przebić, bo Nadal i Djokovic dominują, to niech sobie w myślach wstawi Dawidienkę '09 naprzeciw Nadala z WTF, albo z gorszych momentów sezonu na cegle.
2013 rok to najsłabszy sezon co najmniej od 6 lat.