Amerykanin Greg Sharko, prawdziwy guru ATP, jeśli idzie o statystykę i chodząca encyklopedia tenisowej wiedzy, dwa tygodnie temu z dumą informował, że w pierwszej setce rankingu, po blisko dekadzie oczekiwania, znalazło się w końcu trzech nastolatków. W tym tygodniu komputer pokazał, że młodziaków jest tam nawet czterech. Do Chorwata Borny Czorića, Koreańczyka Hyeon Chunga i Australijczyka Thanasi Kokkinakisa doszlusował triumfator challengera w Heilbronn, Niemiec Alexander Zverev. Siedem lat z okładem trzeba było, aby w końcu drgnęło w tej zabetonowanej męskiej elicie. Teraz wzrosły nadzieje na kolejnych młokosów. Zarówno w drugiej, jak i trzeciej setce, do poszukiwania kandydatów lupa przestała być potrzebna. Tym piątym, tym najmłodszym – niczym w słynnej szancie o „Pięciu chłopcach z Albatrosa” – może stać się niebawem 17-latek z Rosji, Andriej Rubliow. Obok jego amerykańskiego rówieśnika, Francesa Tiafoe, o którym pisałem dwa lata temu („Międzynarodówka”), to właśnie piegowaty, rudawy moskwianin wzbudzał ostatnio największe zainteresowanie.
Podczas relacji Eurosportu z turnieju ATP w Genewie można się było przekonać, jak niebezpieczny już, mimo młodego wieku, potrafi być to tenisista. Mistrz US Open 2014, Chorwat Marin Czilić, w drugim secie musiał bronić meczbola, a dopiero w trzecim skorzystał z faktu, że rywal wystrzelał całą amunicję. Rundę wcześniej Andriej odprawił fińskiego rutyniarza, Jarkko Nieminena, co samo w sobie jest nie lada wyczynem. Był to jego piąty w sezonie start, zakończony przejściem I rundy w imprezie głównej. Wygrane w Delray Beach z Dudi Selą z Izraela, w Miami z Pablo Carreno Bustą, w Barcelonie z kolejnym Hiszpanem, Fernando Verdasco i w Stambule z Bośniakiem Damirem Dzumhurem porównano od razu do wyczynów Rafy Nadala w sezonie 2004, gdy słynny król cegły miał tyle lat, co dziś Rosjanin. Potem, przez kolejne sezony, utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że tacy młodzi chłopcy nie mają teraz żadnych szans w wyjątkowo twardej, męskiej rywalizacji. Możliwe, że wkrótce trzeba będzie przewartościować tę opinię.
Andriej Andriejewicz zaczął grać tak wcześnie, że właściwie nie pamięta dokładnie, kiedy to się stało. Miał wtedy może dwa, może trzy lata. Jego dziecinny pokój zapełniały nie pluszowe zabawki, lecz małe rakiety tenisowe oraz piłki. Na sport, tak generalnie, był skazany z powodów rodzinnych. Ojciec uprawiał boks, potem zajął się biznesem i otwieraniem kolejnych restauracji. Na ring syna nie ciągnął, na wydolnościowe treningi w rękawicach jak najbardziej. Tenisa uczy dziś jego starsza siostra, Arina. Mamę, Marinę Marenko, cenią jako trenerkę moskiewskiego Spartaka. Pracowała tam m.in. ze słynną Anną Kurnikową, ze zdolną deblistką, 20-letnią dziś Iriną Chromaczową, z robiącą teraz furorę w WTA, Darią Gawriłową. Po drodze znalazła czas i dla Andrieja. Pilnowała jego pierwszych kroków na korcie, czasem razem jeździli na turnieje, ale nigdy nie podjęła się roli stałego tenisowego opiekuna. Do dziś zagląda na treningi, coś mu podpowie, znajdzie trenera. Rok temu, gdy była z dziewczynami z klubu na turnieju w Mińsku poznała młodego, białoruskiego szkoleniowca, Siergieja Tarasewicza. Dziś to główny coach Rubliowa. Jej syn wcześniej wiele razy podróżował po świecie sam, albo korzystał z pomocy znajomych. Pod koniec każdego sezonu na cykl przygotowań ogólnych wpadał na Florydę, do Nicka Bolletierego. Utrzymywał też kontakty w Europie i Stanach ze swymi juniorskimi rywalami, Amerykaninem Stefanem Kozlovem i Niemcem Alexem Zverevem. Obaj są z rosyjskich rodzin, a teraz okazuje się, że wspólne korzenie bardzo tych chłopaków na korcie zbliżają.
Trzy lata temu Rubliow wygrał w Miami turniej Orange Bowl 16-latków. Rok temu w Paryżu został mistrzem Roland Garros 18-latków, a na koniec sezonu nr 1 rankingu ITF w tej kategorii wiekowej. Rosyjski tenis miał w przeszłości wiele gwiazd, lecz żadna, nawet Marat Safin, Nikołaj Dawidienko czy Michaił Jużnyj, nie zaczynała dorosłej kariery z tak wysokiego pułapu. Naturalnie, do wyników czy klasyfikacji juniorskich należy podchodzić ostrożnie. Trzeci junior świata sezonu 2009, Andriej Kuzniecow, czy nr 20 ITF z roku 2008, Jewgienij Donskoj, na razie oszałamiających rezultatów w ATP nie notują. Inni Rosjanie, niemal nieznani jako juniorzy, zostali dla odmiany gwiazdami. Rubliow na razie zdążył wywalczyć medale młodzieżowych igrzysk olimpijskich, ma też za sobą dwa udane występy w sbornej, w meczach Pucharu Davisa, rok temu z Portugalią, w tym sezonie z Danią. Miał okazję trenować z Francuzem Richardem Gasqet, zbliżyć się w szatni do takich asów, jak Rafa Nadal czy Roger Federer. Kiedyś zbierał ich autografy i marzył o podobnej karierze, teraz robi sobie z nimi zdjęcia i szykuje na pierwsze mecze. Jest na pewno graczem bez kompleksów. Po przegranym pojedynku z Czilićem, gdy rywal przy siatce próbował go pocieszyć, protekcjonalnie klepnął Chorwata w plecy. Jakby mu dawał znać, że następnym razem wynik na korcie może być inny…
Rubliow jest wysoki, bo ma prawie 190 cm wzrostu, i bardzo szczupły, gdyż waży zaledwie 65 kg. Niesłychanie długie ręce i nogi, stopy schowane w butach wielkości kajaka. Jest prawdopodobne, że jeszcze urośnie, a wtedy jego piekielnie szybki serwis i błyskawiczne uderzenia z obu stron staną się o wiele bardziej groźne. Styl Andrieja robi spore wrażenie. Zwłaszcza, gdy ma jeszcze dużo sił i bezceremonialnie zabija większość piłek. Zmęczony sporo traci, bo widać, że nie opanował dotąd gry na przetrwanie. Jeśli nauczy się wydłużać czas swej optymalnej dyspozycji, może okazać się kimś poza zasięgiem największych nawet rywali. Inna sprawa, że przy morderczych obciążeniach w cyklu ATP, zadanie może stać się niewykonalne po pierwszych poważniejszych urazach. Dziś, choć wiemy coraz więcej o tym sporcie, tenisowej przyszłości takich postaci jak Rubliow, wciąż nie da się precyzyjnie określić. Na razie powinno nam wystarczyć, że ci ludzie z rocznika 1995 i młodsi po prostu są. Także to, że co jakiś czas potrafią dać sygnał o swym istnieniu. Cała reszta to długa i skomplikowana wędrówka przez labirynt. Na zewnątrz wyjdą tylko niektórzy.
Karol Stopa
20 maj 2015