Gdzie Ljubicić, a gdzie Wawrinka? Jakieś przepaści między nimi nie ma. Chorwat nie pokonał Nadala ani razu w latach 2005-2007 (w dodatku jako "mistrz tenisa w halowym wydaniu" dał się ograć 19-letniemu Rafie grającemu z kontuzją stopy w Madrycie, zresztą do dziś to jedyny tytuł Hiszpana wywalczony pod dachem, nawet w 2013 roku będąc numerem jeden i mając za sobą niesamowity nie wygrał żadnego), a z Federerem toczył wyrównane boje (ale również bez zwycięstwa), czyli tak samo jak Wawrinka z Djokoviciem (Szwajcar toczył je nawet w Szlemach).
Nie wiem, jaki sens ma wypominanie finału z 2005 roku Ljubiciciowi, zwłaszcza w porównaniu z zawodnikiem, dla którego ugranie seta z jakimkolwiek Nadalem, w jakichkolwiek warunkach, nawet nie graniczy, a na dziś po prostu byłoby cudem.
Czy między jednym, a drugim jest przepaść - nie wiem, co dla Ciebie znaczy ''przepaść''. Po prostu Ljubicic był lepszym tenisistą - tyle, że takich Ljubiciciów (pod względem czysto sportowym oczywiście) było wtedy wielu, a Wawrinka urasta w obecnym ATP do roli 3-4 opcji dla Nadala, Murraya i Djokovicia.
Czysto tenisowo, Ljubicicia było stać na grę na innym poziomie - Wawrinka ma ten znakomity backhand, ale to uderzenie bardzo łatwo zneutralizować, co oczywiście pokazuje Nadal. Wiem, że zaraz przeczytam, że to przez forehand Majorkino, jakże niewygodny dla zawodników z jednoręcznym BH. Ale sorry - skoro byle Dimitrow jako niespełna 18-latek, czy nawet w tym roku dwukrotnie (i to chyba z dobrze dysponowanym Rafą - na pewno w Cinci) jest w stanie urywać Nadalowi po secie, pomimo tego, że jego BH na tym poziomie to niekiedy dno, to dlaczego nie wymagać tego od peakującego Wawrinki, który od Dimitrowa jest znacznie lepszy? Dla mnie to pokazuje, że Szwajcar w pozostałych uderzeniach może jest całkiem dobry (taki sobie slajs, przy sieci wcale nie bezbłędny, przy forehandzie brak mu regularności), ale bez backhandu nie ma na czym kompletnie oprzeć swojej gry na tym najwyższym poziomie.
A Ljubicić? Znakomity serwis, który jest po prostu dużo wartościowszym atutem niż backhand Wawrinki, w uderzeniach zza linii może było widać ceglany rodowód, ale ciężko było się do czegoś przyczepić, a wolej, dropszoty, loby i slajs miał po prostu na wyższym poziomie. W całości, w hali i na hardzie to był groźniejszy zawodnik, bo znacznie łatwiej było mu polegać na serwisie, a poza tym miał szereg uderzeń, na których mógł oprzeć rozgrywanie akcji.
Oczywiście, że po 2007 roku Ljubicic był już mocno po swoim prime, który niestety trwał bardzo krótko, ale i tak nie sposób jest mi wyobrazić sobie Wawrinkę w ljubiciciowym Indian Wells '10. Tak naprawdę chyba tylko Tsonga, Del Potro i Janowicz mogliby coś takiego zrobić z obecnej czołówki ATP.
PS
Ljubicic wygrał z Nadalem w Doha w 2005 roku.