Zaczynając od tych mniej przyjemnych rzeczy, zagrał jak ostatnia łajza Gael, czyli w sumie jak przez cały sezon, w dodatku ta choroba raczej nie pomagała w graniu z Thiemem, gdzie nie uniknie się intensywnych wymian. Na plus, że przynajmniej wreszcie się denerwował, a nie robił głupie miny jak z Gasquetem i Verdasco, ponadto lepiej przegrać z Thiemem niż z jakimś Nishikorim. Wierzę, że w Miami będzie już trochę lepiej (w ostatnich latach na początku sezonu potrzebował właśnie czterech turniejów, żeby się ogarnąć), a Dominic ze sporymi szansami na finał, całkiem nieźle pograł.
Najpierw Nick. Obejrzałem oba mecze między tymi panami i to jest wypisz wymaluj rywalizacja starawego Roddicka z Novakiem. Wiadomo, Nick bardziej szachuje długością uderzeń, lubi wrzucić takiego flaka bez większej rotacji z backhandu, Rod głównie męczył go slajsem, ale chodzi o to samo. Kapitalne serwowanie będące podstawą gry, pozwalające spokojnie wygrywać swoje gemy, w wymianach raczej przerzut i zmuszanie Serba do przejmowania inicjatywy, od czasu do czasu jakiś strzał albo wycieczka do siatki, żeby czasem nie złapał rytmu. Djokovic niby coś tam gra, niby dochodzi do jakichś szans, ale gdy przyjdzie do ważniejszych punktów przy jego serwisie to zwykle kończy się głupim błędem lub nieprzemyślaną wycieczką do siatki, których rezultat jest ogólnie znany. Straszny to jest matchup dla Serba, obnażający niemal wszystkie jego braki, aż szkoda, że tak mało ludzi stać na takie serwowanie przy jednoczesnych umiejętnościach poruszania się na poziomie pozwalającym na ocenę wyższą niż 3 z wf-u.
Dobrze, że jest dzień wolnego, bo z tego co kojarzę, to Australijczyk po wszystkich swoich dotychczasowych wielkich zwycięstwach grał kolejnego dnia (Raon na Wimbledonie, Isner w Madrycie, Querrey w Acapulco), teraz ma czas, żeby ochłonąć, ma też rywala dużo lepszego od tych wymienionych w nawiasie.
O Fedzie już sporo zostało napisane. Tak się zastanawiam, ile zasługi w jego backhandzie ma Nadal, a dokładnie to, że jego topspiny pewnie nie kręcą się już tak bardzo jak w najlepszych czasach. Bo aż nie chce mi się wierzyć, że wszystko rozgrywało się w głowie Szwajcara (ewentualnie w rakiecie) i gdy złapał luz, to nauczył się wreszcie neutralizować te topspiny. Z drugiej strony, jak sobie przypomnę niektóre mecze tej pary...
35-letni Federer najpierw ogrywa Hiszpana w finale Szlema, a później deklasuje go w ich kolejnym meczu. Ta rywalizacja została już dawno przegrana, tego nikt nie kwestionuje, ale nieco poprawia swój wizerunek Szwajcar, szczególnie pamiętając, że H2H jest jednak mocno napompowane przez mecze na cegle.
Mam nadzieję, że panowie federaści po takim początku sezonu odpuszczą z marudzeniem przynajmniej do Wimbledonu i nie będę zmuszony czytać litanii płaczu, gdy Szwajcar przegra w drugiej rundzie Rzymu z jakimś Delbonisem.
O meczu Federer vs Kyrgios jeszcze będzie czas, żeby coś napisać.
Życiowy na tym etapie. Podejrzewam, że jak na dobre zacznie tankować w kurnikach, to coś ustrzeli na cegle.
A może lepiej po prostu nie grać w tych kurnikach? Wiem, że to misterny plan, ale chyba jest cień szansy, że obóz Austriaka na to wpadnie.