Chciałem podbić temat, bo Simon chyba nieco odświeżył moje spojrzenie. Będzie trącić banałem, ale co mi tam.
simon pisze:Dajcie spokój. Tenis sam w sobie jest dość zabawną dyscypliną sportu. Zdobywca 17 szlemów, zwany przez niektórych GOAT-em, jest taką samą skałą mentalną co 11-letni Jacek ze Skierniewic, który założył dzisiaj tornister i popędził na autobus, by zdążyć na geografię. Nie dziwota, że gość mający mocny łeb na wyposażeniu, robi z tym towarzystwem co chce od 10 lat.
Tenis jest fascynującą dziedziną sportu, tylko czasy takie, a nie inne. Jednak ten zanik specjalizacji zabił nieco rywalizację. Nadal jest przekozakiem na cegle, Federer miał narzędzia i warunki do gry na trawie, Novak ma tenis idealnie sprawdzający się na dzisiejszym hard. Wszyscy fajnie się obłowili na swoich podwórkach, każdy z nich w optymalnej formie pewnie by pozamiatał większość towrzystwa, jakie się przewinęło przez historię, ale... trudno być ślepym, że tak naprawdę mało kto ich naciska i naciskał, o czym wspomniał Przemek. Całe to śmieszne zaplecze rzekomo specjalizuje się we wszystkim, a jak powszechnie wiadomo: specjalista od wszystkiego, to tak naprawdę specjalista od niczego. Oczywistym jest, że ten rzekomo uniwersalny tenis, wymuszający grę na pełnych obrotach przez cały sezon to tak naprawdę półśrodek, który powoduje gigantyczne rozwarstwienie. Każdy zna swoje miejsce w szeregu, mecze wyglądają tak samo, większość turniejów ma bardzo podobny przebieg, a wyniki są miażdżąco jednostronne, wystarczy popatrzeć na H2H Top-3 z Ferrerami, Berdychami czy Gasquetami.
Tak się sobie zastanawiam, co by było, gdyby wrócił dawny podział - poszczególni, ściśle wyspecjalizowani i wytrenowani pod dane podłoże zawodnicy aktywowali się w "swoich" porach roku, w pozostałych pojawiając się okazjonalnie w czasie poważnych gier (semi, finały). Oczywistym jest, że rotacja byłaby większa, ale też i dominatorzy mieliby większy orzech do zgryzienia - już pal licho przestawienie się z cegły na trawę czy z cegły na hard - sam fakt grania z ludźmi, mającymi we krwi tylko jeden rodzaj chodnika, wypoczętych i zdeterminowanych, byłby czymś, czego dzisiaj nie ma. Dużo rzadziej rodziłoby to kompleksy, którymi dzisiejsze ATP jest przesiąknięte.
Jak taki Berdych, który średnio co 2-3 turniej zbiera oklep od Rafole ma kiedykolwiek przełamać swoją niemoc, skoro wszędzie gra tak samo z rywalem grającym tak samo, kończąc mecz z takim samym wynikiem i popełniając szereg dokładnie tych samych błędów. Psychika już mu nie pozwala i nigdy nie pozwoli na wyjście z tych ram. n jest zaszufladkowany na pewien pułap, a że brak mu wyrazistej specjalizacji, to i nie ma czym swoich oponentów zaskoczyć. Bo po prawdzie pisząc:
Specjalistą od jakiej nawierzchni jest Ferrer, skoro wszędzie robi ćwiartki? Berdych? Wszędzie osiąga takie same rezultaty?
Wniosek jest taki, że Herosi mogą wygrać i 30 szlemów każdy, ale niedosyt pozostawał będzie zawsze, kiedy się okazuje, że największym rywalem Nadala na cegle jest Król hardu, a największym przecinkiem Federera na trawie jest król cegły. Reszta gra bo gra, ale tylko w swoim kręgu i bez większego sensu pracy nad swoim warsztatem.
Nawiązując do pojedynczych opinii Sebastiana z tematu RG: pewnie, że Nadal mówi sam za siebie na cegle, ale jak jest głównymi testerami na tej nawierzchni są ludzie, którzy średnio się na niej czują, to chyba nie do końca jest optymalny wyznacznik tych niesamowitych statystyk, jakimi jesteśmy zalewani. Moim zdaniem w co najmniej 7 wygranych Rolandach nikt nie zmusił Rafy do pokazania więcej niż 85% swoich faktycznych AKTUALNYCH w danym momencie możliwości. Udało się to tylko Puercie i Djoko rok temu. Jedynie Soderling dał radę ujarzmić bestię na tyle, że Hiszpan nawet nie podjął próby zaistnienia na korcie. Raz na 10 lat i takie coś się zadziewa. Normalne.