Mysle, ze zeby odpowiednio podchodzic do tego tematu trzeba spojrzeć nieco dalej - nawet bardzo daleko poza tenis. DUN bardzo ciekawie napisał o specjalistach. Otóż nie zyjemy w czasach, w których bycie specjalistą, specjalizowanie sie w czymś jest znaczną wartością. Żyjemy w czasach ujednolicenia wszystkiego, sztucznej i posuniętej do granic absurdu uniwersalizacji. W ramach jednego urządzenia można dziś słuchać radia, czytać książki, oglądać filmy, słuchac muzyki z ulubionych płyt, grać, i nie wiem co jeszcze. Modne jest to, by wszystko wokół było takie samo - cały nowoczesny świat wszedzie wygląda tak samo: Seul, Nowy Jork, Szanghaj, a powoli też i Warszawa - wszystko jest szaro-buro-metalowo-szklane, tylko jedno większe, drugie mniejsze.

Ujednolicone są potrzeby i dążenia ludzi - każdy jest w dzisiejszym świecie nastawiony na sukces, "robienie kariery", pracę po 10 godzin dziennie w 50-piętrowym biurowcu. Niby mamy erę tolerancji a jednak jeśli ktoś w dzisiejszych wielkomiejskich środowiskach wychyli się z tym, że owo "robienie kariery" wcale go nie pociąga, jest traktowany jak skrajne dziwadło. Dziś nawet trendy ubraniowe - świetnie to widać szczególnie w modzie kobiecej - są do obrzygania szare i pozbawione wyrazu. Świat uniformów (przeróżnego typu), które służą do wszystkiego i do niczego zarazem.
Po co tak szeroko zakrojone rozważania? Bo tenis to nie jest rzeczywistość odrębna, sama w sobie - jedynie odbicie panujących powszechnie tendencji. Kiedyś posród wielkoszlemowych mistrzów każdy był w jakiś sposób inny, każdy zachwycał odmiennym warsztatem. To, że na jednej nawierzchni dany zawodnik radził sobie świetnie a na drugiej "tylko" nieźle było zupełnie naturalne i wręcz fundamentalne, tak jak fundamentalna jest w tenisie obecność kilku rodzajów nawierzchni o bardzo róznym charakterze. Tylko absolutnie najlepsi mogli mieć świetne wyniki na więcej niż jednej nawierzchni. Dzięki temu oczywistym było, kto jest zwykłym przeciętniakiem, kto bardzo dobry, a kto naprawdę wielki. Obecnie grają sobie Ferrer, Berdych, Gasquet - tenisiści niby odmienni techniką, tenisowym "wychowaniem", nawet jeden z ładnym, klasycznym 1HBH, a jednak tenis całej trójki jest idealnie uśredniony, zachowawczy i bezpieczny, w sam raz do osiągania równych wyników wszędzie, wszędzie pasujący, stworzony, by regularnie bić niżej notowanych, regularnie i w każdym turnieju docierać do top-8 i nie stanowić żadnego realnego zagrożenia.
Pisaliście o kasie, ale to tylko część wielkiego problemu, który nazywa się PRAGMATYZM. Nastawienie na wynik, sukces, maksymalna wydajność, wymierne osiągi w każdych warunkach - to dziś jest "na topie", to się liczy i te tendencje znajdują doskonałe odzwierciedlenie w tenisie. Technika, estetyka gry - to są zbyt romantyczne, metafizyczne kategorie, dziś niemające zastosowania. Liczy się cel, do którego dochodzi się za wszelką cenę i po trupach. Liczy się sam fakt osiągnięcia wyniku, nie sposób. Dlatego choćby Nadal, Federer i Djokovic nastukali razem i 100 Szlemów, w najlepszym przypadku co piąty z tych tryumfów zostanie jakkolwiek zapamiętany.