Post przeznaczony tylko dla malkontentów i częściowo oderwany od rzeczywistych wydarzeń tego Mastersa. Ostatnio usilnie nie daje mi spokoju pewna myśl. Czy gdyby w miejsce obecnie utalentowanych "Young guns" typu Raonic, Dimitrov, Tomic, Thiem, Vesely, Janowicz graliby młodzi Safin, Roddick, Nalbandian, Ferrero i Hewitt to, czy aby na pewno uświadczylibyśmy finału 33 i 32- latków, którzy pewnie wyprodukują znowu multum UE jak w poprzednich meczach tego turnieju, a ich kariery niby są już na ostatniej prostej. Osobiście szczerze w to wątpię.
Wiem, że temat ten był już X razy wałkowany, a do ponownego jego odświeżenia skłoniły mnie nostalgiczne wspomnienia tego samego okresu tenisowego dekadę wcześniej

. Żeby nie wyszło na to, że czepiam się Federera – gdyby w jego miejsce grałby dziś Nadal/Djokovic to odczuwałbym dokładnie to samo.
Co więcej śmieszy mnie ciągłe forsowanie na poważnie (bo mimo wielu ironicznych głosów ten pogląd jest raczej z reguły brany na poważnie) przez wielu ekspertów i fanów tenisa (często na menstennisforum) tezy jakoby teraz żyjemy w Złotej Erze Tenisa, a Federer zgromadził te wszystkie tytuły tylko dzięki występom w słabej Erze. Skoro teraz Roger w wieku 33 lat grając często paździerz podobny do tego z 2013 roku osiąga półfinał AO, finał Wimbledonu gdzie walczy o wygraną przez 5 setów, gra w finałach 4 Mastersów i dziś jest murowanym kandydatem na zwycięzcę, a doliczmy jeszcze do tego turniejowe wygrane w Dubaju i Halle, finał w Brisbane i pierwszy w karierze (chyba) półfinał Pucharu Davisa oraz 3 miejsce w rankingu i pewny udział w World Tour Finals to wystawia to rzeczywiście przecudowne świadectwo aktualnej erze. Nadal obecnie ma dodatni bilans praktycznie z całym Top 40, czy 50, a jego jedynym (z wyjątkiem Wimbledonu, gdzie faktycznie przegrywa ostatnio wcześnie po trudach mączkowego sezonu) poważnym rywalem jest Djokovic, który w finałach Szlema ograł go 3 razy, czyli tylko raz więcej niż Federer, a generalnie w tych turniejach ma z nim bilans 3-8. W takim wypadku jaka jest różnica pomiędzy takimi rywalami Nadala, a Nalbandianem (mającym 8-11 H2H z Fedem), peakującym Baghdatisem i Gonzalezem oraz Safinem wyskakującym od święta i całą resztą rywali Feda sprzed kilku lat skoro efekt końcowy jest taki sam w obydwu przypadkach (odnośnie hejtowanego Gonzaleza, to on w AO, w którym przegrał z Rogerem zniszczył Nadala)? Przewagą Nadala nad Federerm jest fakt miażdżącej różnicy w H2H i ilość wygranych Mastersów, ale najważniejsza statystyka, czyli Szlemy póki co dalej jest na korzyść Szwajcara (plus ilość tygodni na fotelu lidera i tytuły Word Tour Finals). Teraźniejsza era tenisa wcale nie stawia Nadala w lepszym świetle od Rogera to raz, a dobrym obrazem porównującym ZET i rzekomą bardzo słabą erą Federera jest choćby pozycja rankingowa Davida Ferrera.