Serwować nie kazano. — Wstąpiłem na działo
I spojrzałem na korty;
dwieście piłek grzmiało.
Artyleryji fabsterskiej ciągną się szeregi,
Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;
I widziałem ich wodza; — biegł, rakietą skinął,
I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął.
Wylewa się z pod skrzydła nextżenu piechota
Długą, czarną kolumną, jak co sobota,
Nasypana punktami kurników. Jak sępy,
Czarne chorągwie czołkerstwa prowadzą zastępy.
Przeciw nim sterczy biała, wąska, wciąż ostrzana
Jak głaz, bodzący morze, reduta Hiszpana.
Dziewiętnaście szlemów. Wciąż dymią i świecą;
I nie tyle prędkich piłek gniewne ręce miecą,
Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
Ile z tych rąk leciało asów, krosów i kartaczy.
Patrz, tam wolej w sam środek kortu się nurza,
Jak w fale bryła lawy, kort dymem zachmurza;
Pęka śród dymu piłka, szyk pod niebo leci
Nadalowska łysina śród kolumny świeci.
Tam piłka, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje,
A on ryczy, jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; —
Już ich dopadł; jak boa clutchyzmu się zwija,
Pali czopem, rwie drivem, backhandem zabija.
Najstraszniejszéj nie widać, lecz słychać po dźwięku,
Po dziesiątkach bajgli, po autowej jęku:
Gdy już korty od końca do końca przewierci,
Jak gdyby przez Paryż przeszedł anioł śmierci.
Gdzież jest król, co na rzeź tłum kmiotków wyprawia?
Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
Nie, on siedzi o pięćset mil w swej Bazylei,
Król wielki, samowładnik świata beznadziei,
Szwajcarze, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy!
Gdy Ferrera z Jużnym twoje straszą spiże
Gdy poselstwo szwedzkie twoje stopy liże
Hiszpania jedna twojéj mocy się urąga,
Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
Koronę Laverów, Samprasów z twojéj głowy,
Boś ją ukradł i skrwawił, synu Robertowy!
Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy
Walą się tenisiści, kładąc swe rekordy
Gromadzą się na królewskich palisadach wałów.
Jeszcze reduta w środku, jasna od bejslajnów,
Zgasł! — tak zgasła reduta. Czyż ostatnie kolano,
Nadludzkiej orki tu nie wytrzymało?
Czy zapał kontuzją król mączki przypłacił?
Zgasnął ogień. — Już Nadal swe punkty
potracił?
Gdzież doktor Fuentes!? — Ach, dziś pracuje więcej,
Niż na wszystkich kolarskich turniejach w królestwie!
Zgadłem, dlaczego milczy, — bo nieraz widziałem
Garstkę naszych, walczącą z rywali nawałem.
Gdy godzinę wołano dwa słowa: "ja? niewinny!"
Gdy oddech servbot tłumi, rywal bardzo zwinny,
Grzmi Toniego rozkaz, wre żołnierza czynność;
Na koniec bez rozkazu pełni swą powinność,
Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
Rafa, jako młyn palny, nabija, grzmi, kręci
Pociemniało mi w oczach; a gdym łzy ocierał,
Słyszałem, że coś do mnie mówił szwajcarski Jenerał
On przez lunetę, wspartą na mojém ramieniu,
Długo hiszpański szturm oglądał w milczeniu.
Na koniec rzekł: „Stracona”. — Spod lunety jego
Wymknęło się łez kilka, — rzekł do mnie: „Kolego!
Wzrok młody i lepszy; patrzaj, tam na wale,
Znasz Nadala, czy widzisz, gdzie jest?” — „Jenerale,
Czy go znam? — Tam stał zawsze, rakietą kierował.
Nie widzę — znajdę — dojrzę — śród szlemów się schował:
Lecz śród najgęstszych pyłów mączki ileż razy
Widziałem rękę jego, dającą rozkazy…
Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma Marię Xiscę!
Serwem go! — zginął. — O, nie — zreturnował, ale jaja!
„Szkoda — rzecze Jenerał, — nie odda im taja.
Tu blask, — dym, — chwila cicho — i huk jak stu gromów!
Zaćmiło się powietrze od ziemi wyłomów:
Źdźbła wimbledońskiej trawy skoczyły - i jak wystrzelone
Toczyło się przez turniej fab4 rozjuszone,
śląc piłki z piekielną rotacją. Trójgłowy smok zionął
Prosto ku nam; i w gęstéj chmurze nas ochłonął.
I nie było nic widać, prócz dropszotów blasku,
I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
Spojrzałem na Szwajcara. — Rekordy, trofea
Rankingi - cierpiała teraz Bazylea!
Wszystko jako sen znikło! — Tylko czarna bryła
40-15 świeci — wimbledońska mogiła.
Tam i ci, co bronili, — i ci, co się wdarli,
Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli;
Choćby szwajcarski cesarz Serbowi wstać kazał - już jugolska dusza,
tam nie po raz pierwszy, Cesarza nie słusza
On zagrzebał tylu set ciała, imiona:
Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Nadala
On będzie Król Tenisa! —
Bo pomników niszczenie
W dobréj sprawie jest święte, ot, hiszpańskie dręczenie!
Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze!
Kiedy od kibiców wiara, nadzieja uciecze,
Kiedy korty zwolnione fabsteria szalona
Obleje, jak rywale redutę Nadala:
Karząc plemię zwycięzców zbrodniami zatrute,
Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.