
05 - 08: niechęć jakiej nie odczuwałem w tenisie do nikogo prócz Sereny (ale w stosunku do niej te uczucia nigdy w żaden sposób nie ewoluowały), trochę zaprzeczenia, od finału Wimbledonu 2008, czyli oficjalnej daty śmierci tenisa, staje się dla mnie kimś w rodzaju Orwellowskiego Wielkiego Brata lub też Goldsteina, w zależności od punktu widzenia.
08 - 17: uczucia może mniej intensywne, ale wciąż żywe, głównie obrzydzenie i odraza plus kibicowanie właściwie każdemu, kto z nim gra, rosnąca świadomość, że to postać już historyczna, niestety przełomowa w tenisie i że będzie trzeba z tym żyć.
17 - 22: obojętność doskonała, wszystko już i tak zaprzepaszczone, więc kolejne osiągnięcia powodują wzruszenie ramion, niejako obok tego rosnący szacunek jako do jednego z dwóch ostatnich wielkich tenisowych mistrzów, tym większy, im bardziej kompromitują się kolejne pokolenia.
22 - 24: sentyment, nostalgia, syndrom sztokholmski
