Forum fanów tenisa ziemnego, gdzie znajdziesz komentarze internautów, wyniki, skróty spotkań, statystyki, materiały prasowe, typery i inne informacje o turniejach ATP i WTA.
Australian Open - drabinka turnieju deblowego: [1] Bob Bryan/Mike Bryan (USA) vs Paul Hanley/Jonathan Marray (AUS/GBR)
Robin Haase/Christopher Kas (NED/GER) vs Nikołaj Dawidienko /Andrej Gołubiew (RUS/KAZ)
[WC] Lleyton Hewitt/Patrick Rafter (AUS) vs Eric Butorac/Raven Klaasen (USA/RSA)
[WC] Matt Reid/Luke Saville (AUS) vs [15] Jamie Murray/John Peers (GBR/AUS)
[12] Treat Huey/Dominic Inglot (PHI/GBR) vs Juan Sebastian Cabal/Robert Farah (COL)
Tobias Kamke /Florian Mayer (GER) vs Andreas Seppi/Potito Starace (ITA)
Marinko Matosevic/Michał Przysiężny (AUS/POL) vs Colin Fleming/Ross Hutchins (GBR)
Rameez Junaid/Adrian Mannarino (AUS/FRA) vs [7] Rohan Bopanna/Aisam-ul-Haq Qureshi (IND/PAK)
[3] David Marrero/Fernando Verdasco (ESP) vs [WC] James Duckworth/Matthew Ebden (AUS)
[WC] Alex Bolt/Andrew Whittington (AUS) vs Julian Knowle/Vasek Pospisil (AUT/CAN)
Dustin Brown/Gael Monfils (GER/FRA) vs Pablo Carreno Busta/Guillermo Garcia-Lopez (ESP)
Oliver Marach/Florin Mergea (AUT/ROU) vs [16] Santiago Gonzalez/Scott Lipsky (MEX/USA)
[9] Mariusz Fyrstenberg/Marcin Matkowski (POL) vs Tomasz Bednarek/Ivo Karlović (POL/CRO)
Jarkko Nieminen/Dmitrij Tursunow (FIN/RUS) vs Andre Begemann/Martin Emmrich (GER)
Marin Draganja/Mate Pavić (CRO) vs Marc Gicquel/Benoit Paire (FRA)
Benjamin Becker/Daniel Brands (GER) vs [8] Daniel Nestor/Nenad Zimonjić (CAN/SRB) [6] Marcel Granollers/Marc Lopez (ESP) vs Samuel Groth/John-Patrick Smith (AUS)
Nicholas Monroe/Horacio Zeballos (USA/ARG) vs Mks Mirny/Michaił Jużny (RUS)
Johan Brunstrom/Frederik Nielsen (SWE/DEN) vs Yen-Hsun Lu/Divij Sharan (TPE/IND)
Michaił Elgin/Denis Istomin (RUS/UZB) vs [11] Julien Benneteau/Edouard Roger-Vasselin (FRA)
[14] Łukasz Kubot/Robert Lindstedt (POL/SWE) vs Federico del Bonis/Albert Ramos (ARG/ESP)
Carlos Berlocq/Alejandro Gonzalez (ARG/COL) vs [WC] Benjamin Mitchell/Jordan Thompson (AUS)
Simone Bolelli/Fabio Fognini (ITA) vs Ryan Harrison/Sam Querrey (USA)
[WC] Chris Guccione/Thanasi Kokkinakis (AUS) vs [4] Ivan Dodig/Marcelo Melo (CRO/BRA)
[5] Leander Paes/Radek Stepanek (IND/CZE) vs Lukas Dlouhy/Lukas Rosol (CZE)
Daniele Bracciali/Ołeksandr Dołgopołow (ITA/UKR) vs Jonathan Erlich/Andy Ram (ISR)
[WC] Yuki Bhambri/Michael Venus (IND/NZL) vs Roberto Bautista Agut/Daniel Gimeno-Traver (ESP)
Teimuraz Gabaszwili/Michaił Kukuszkin (RUS/KAZ) vs [10] Jean-Julien Rojer/Horia Tecau (NED/ROU)
[13] Michael Llodra/Nicolas Mahut (FRA) vs Pablo Andujar/Leonardo Mayer (ESP/ARG)
Jesse Huta Galung/Igor Sijsling (NED) vs Philipp Oswald/Simon Stadler (AUT/GER)
Mahesh Bhupathi/Rajeev Ram (IND/USA) vs Santiago Giraldo/Joao Sousa (COL/POR)
Feliciano Lopez/Andre Sa (ESP/BRA) vs [2] Alexander Peya/Bruno Soares (AUT/BRA)
MTT bilans finałów (22-29)
W: Queen's Club 13, Monte Carlo 14, Australian Open 15, Nottingham 15, Chennai 16, Rio de Janeiro 17, Wiedeń 17, Acapulco 18, Madryt 18, Queen's Club 21, Cincinnati 21, Indian Wells 21, World Tour Finals 21, s-Hertogenbosch 22, Roland Garros 23, Astana 23, Hong Kong 24, Madryt 24, Umag 24, Tokio 24, Australian Open 2025, Dallas 25
F: Auckland 14, Miami 14, Roland Garros 14, Waszyngton 14, World Tour Finals 14, Rio de Janeiro 15, US Open 15, Estoril 16, Pekin 17, Rio de Janeiro 18, Monte Carlo 18, Rzym 18, Lyon 18, Metz 18, Hamburg 20, Madryt 21, St. Petersburg 21, Adelajda-2 22, Buenos Aires 22, Rio de Janeiro 22, Cincinnati 22, Astana 22, Rio de Janeiro 23, Bastad 23, Rio de Janeiro 24, Dubaj 24, Basel 24, Brisbane 25, Buenos Aires 25
Szybko odpadnie w deblu, więc nie ma co dramatyzować. Australian Open: witamy w piekle
Spoiler:
24 godziny przed rozpoczęciem Australian Open w Melbourne było 17 stopni, zachmurzone niebo i orzeźwiający wiaterek. Wymarzone warunki do gry. Ale nie wierzcie w to. To fatamorgana. W rzeczywistości zaczyna się piekło.
Są cztery żywioły - ogień, powietrze, ziemia i woda. Każdy z nich można przyporządkować turniejowi wielkiego szlema. Roland Garros, wiadomo, wyniszczająca ziemia. Wimbledon z szatkującym plany gier deszczem - woda. US Open to huraganowy wiatr, czyli powietrze. Żaden z tych żywiołów w kontekście tenisa nie sieje takiego spustoszenia co ogień, znak firmowy Australian Open.
- Pierwszy raz w Australii? Uważaj - usłyszałem już na lotnisku w… Singapurze, ostatnim przystanku do Melbourne, całe siedem godzin od celu. Takie ostrzeżenia słyszy się tu na każdym kroku. - Dam panu dwie karty do pokoju. W tym tygodniu będzie bardzo ciepło, dlatego jedną kartę proszę trzymać w pokoju, żeby na stałe była włączona klimatyzacja - dostałem informację na recepcji w hotelu.
Podobnie przy odbiorze akredytacji. - Niech pan pije dużo wody, będzie gorąco - i znów ostrzeżenie. W pakiecie startowym dziennikarze dostają krem do opalania. Bez grubej warstwy ani rusz.
W czasie gdy Stany Zjednoczone zmagają się ze skutkami zimy stulecia, a Europa z niecierpliwością jej wyczekuje, w Australii lato w pełni. Pokrywająca się z Australian Open druga połowa stycznia to tradycyjnie kulminacja sezonu letniego. I w tym roku pogoda nie zawiedzie. Już w pierwszym tygodniu zawodów temperatura ma osiągnąć poziom krytyczny, czyli 36 stopni, przy których mecze mogą być wstrzymywane. Ma to zapobiec omdleniom i poparzeniom, z których turniej słynie.
Zapobiegać to w odniesieniu do Australian Open słowo klucz. Nie każdy odnajdzie się w pełnym słońcu, ale można minimalizować ryzyko. Wczesna aklimatyzacja jest obowiązkowa. Większość tenisistów zjeżdża się do Australii najpóźniej dwa tygodnie przed Australian Open. Są też i tacy jak Andy Murray, który tradycyjnie już w listopadzie wybrał się na przeszpiegi do Miami. - Panuje tu podobna temperatura i wilgotność co w Australii - tłumaczy.
Główny kandydat do zwycięstwa, obrońca tytułu Novak Djoković pierwszy mecz Australian Open 2014 rozegra jeszcze w znośnych warunkach, w poniedziałek z Lukasem Lacko. Schody zaczną się w miarę pokonywania wyższych stopni w turniejowej drabince.
- Pomoże mi doświadczenie zbierane przez lata. Ale to nie jest tak, że coś musiałem zmieniać w podejściu. Wszystko wygląda mniej więcej tak samo. Spodziewam się gry w skwarze. Zawsze trzeba się tego spodziewać, choć trudno przewidzieć pogodę w Melbourne. Często się zmienia. Pamiętam lata 2008-2010, kiedy grałem przy ekstremalnych temperaturach. Wiem, jakie to jest ciężkie - opowiada serbski tenisista, który swego czasu strasznie cierpiał w Melbourne. - Dużo pracuję ze swoim teamem nad tym, abym mógł rozgrywać pięciosetówki w ekstremalnych warunkach - zapewnia.
Zanim Nole opatentował wygrywanie w Melbourne - w tym roku będzie bronił tytułu po raz trzeci z rzędu - miał kilka kryzysowych momentów. Skazą na jego fantastycznych wynikach w tym szlemie jest rok 2009 i ćwierćfinał z Andym Roddickiem, przegrany w czterech setach, a w zasadzie w czwartym secie, gdy poddał mecz z powodu przegrzania organizmu.
Djoković pociesza się, że i tak dla wszystkich warunki są takie same, choć to nie do końca prawda. Uprzywilejowane są gwiazdy, których mecze wyznaczane są na trzech największych, zadaszonych kortach - w tym roku również na przebudowanej Margaret Court Arena. To tam można na chwilę schować się przed palącym słońcem.
W niedzielę złudzenie z 17 stopniami utrzymywało się przez godzinę czy dwie. I to by było na tyle. W dwa dni temperatura skoczy w Melbourne dwukrotnie. Od wtorku do piątku ma być do 45 stopni. Witamy w Australii.
"Korty zobaczyłem z okien samolotu. Potężny Jumbo Jet Lufthansy, po kilkunastu godzinach lotu, pomału schodził do lądowania na lotnisku w Melbourne, a gdzieś w dole, w bezludnej dotąd monotonii, zaczęły się pojawiać pierwsze domki. Niektóre miały przylepione obok place do gry w tenisa."
"Korty, o dziwo, były bardzo europejskie, z ceglanej mączki. Potem miałem się przekonać, że ten rodzaj nawierzchni dominuje na kontynencie, bo trawa stała się w Australii rzadkością, zaś beton, sztuczne wykładziny, albo dywany spotkać można głównie w świeżo budowanych, nowoczesnych ośrodkach.
Pierwsze spotkanie z National Tennis Center, na Flinders Park, to zaskoczenie rozmiarami obiektu. Dotyka on od północy mocno amerykańskiego w swym charakterze centrum miasta, tzw. downtown, od południa zaś opiera się o tworzące tu łuk: Batman Avenue i Swan Street. Po przejściu na drugą stronę pierwszej z alei turysta staje nad brzegiem rzeki Yarry. Dalej trafia na ścianę zieleni, jaką tworzy Królewski Ogród Botaniczny, z usadowionym pośrodku pięknym zameczkiem, który jest siedzibą gubernatora.
Na korty dojeżdża się przez miasto tramwajem, względnie podmiejską kolejką i wtedy trzeba wysiadać albo na stacji Richmond, albo na Flinders Street Station. Ta część miasta wręcz tonie w zieleni, a sportowe obiekty znajdują się tu jeden obok drugiego. Od strony północnej, tuż za torami kolejowymi, gigantyczny stadion do gry w krykieta, albo futbol australijski, kiedyś miejsce spotkania z papieżem Janem Pawłem II. Dalej muzeum olimpijskie i galeria australijskiego sportu. Przy Swan Street pola golfowe, tor psich wyścigów, ale głównie obiekty igrzysk olimpijskich 1956, na czele ze stadionem lekkoatletycznym, na którym Elżbieta Krzesińska zdobyła w skoku w dal złoty medal.
Flinders Park to teren częściowo z odzysku. Kiedyś były tam warsztaty kolejowe, gigantyczne bocznice i wagonownie. Teraz od siedmiu lat służy tenisistom, ale wciąż pachnie świeżością i nie sprawia wrażenia miejsca, jakie pracuje na siebie przez dwanaście miesięcy w roku. Największe wrażenie robi rzecz jasna kort centralny, ze słynnym rozsuwanym dachem i widownią dla 15 tys. osób. Dla przybysza z Europy, który jak ja, w połowie stycznia opuszcza Frankfurt trzęsąc się z zimna mimo grubego kożucha, przeskok w australijski klimat stanowi coś w rodzaju szoku termicznego. Jedno spojrzenie na ten niesamowity dach plus słońce, tak typowe dla australijskiego lata i od razu zapominasz o wszystkich swoich problemach."
Przygotowując się do komentowania w Eurosporcie wielkoszlemowego turnieju Australian Open 2014 przypadkowo zajrzałem do swych notatek z pierwszej w życiu, tak dalekiej dziennikarskiej podróży. Ze zdumieniem odkryłem, że właśnie minęło od niej 20 lat. W Melbourne nastąpiły przez ten czas ogromne zmiany. Stolica stanu Victoria, kiedyś reklamująca się, jako "The Most Liveable City in The World", dziś faktycznie jest miastem, w którym jeszcze bardziej chce się zamieszkać. Korty niby te same, w rzeczywistości jednak nie do poznania. Obiekt powiększył się niemal dwukrotnie, a od roku 1996 nosi nazwę Melbourne Park. Stadiony tenisowe są dziś trzy, bo 14 lat temu powstał centralny bis, Hisense Arena, a teraz zmienił swe oblicze i pojemność dawny Show Cour nr 1, w roku 2003 nazwany Margaret Court Arena. Wszystkie trzy korty główne mają rozsuwany dach, choć na MCA będzie można korzystać z tego wynalazku dopiero w 2015. Po 20 latach użytkowania zrezygnowano z niebezpiecznie przyjmującego temperaturę, zielonego Rebound Ace. Od roku 2008 na betonowy podkład wylewa się niebieski Plexicushion Prestige. Kort średnio szybki, chłodny w upale i bardziej przewidywalny, połączenie lateksu, gumy oraz plastiku. Przyspiesza piłki płaskie, zatrzymuje i wyżej odbija te rotowane.
Pula nagród wzrosła w tym roku do zawrotnej kwoty 33 mln AUD. To już trzykrotność sum, jakie wypłacano w roku 1994, podczas mojej pierwszej tam obecności. Amerykanin Pete Sampras, mój idol, 14-krotny mistrz wielkiego szlema, człowiek, który 20 lat temu wygrał ten turniej, po finale z rodakiem Toddem Martinem, teraz został zaproszony, jako gość specjalny. Przyjedzie do Melbourne po raz pierwszy od roku 2002 i wręczy triumfatorowi główną nagrodę - Norman Brooke Challenge. Na kortach na pewno będzie bardzo gorąco. Dosłownie, bo meteorolodzy BBC przewidują, że w pierwszą środę imprezy temperatura w stolicy stanu Victoria może przekroczyć 51 stopni Celsjusza! Także w sensie sportowym, bo rywalizacja w tym pierwszym wielkim sprawdzianie nowego sezonu ruszy na całego. Mamy w tej imprezie polskie ciche nadzieje, choć trzeba jednak słuchać ekspertów, którzy mówią, że od wielu lat w styczniowych potyczkach najwięcej do powiedzenia mają ci z rankingowych szczytów. Niespodzianki, owszem, są mile widziane, ale kto tak naprawdę w nie dziś wierzy.
Tomas Berdych, jeden z graczy zaliczanych do światowej czołówki, grający w tenisa mocno, lecz czasem bez polotu, zaskakuje błyskotliwością na twitterze. Pod hasłem "Australia" Czech zamieścił tam kilka dni temu swoje zdjęcie w stroju tenisowym. Rzecz w tym, że "Berdia" odwrócił foto, innymi słowy stanął na głowie. Z jego strony małe przypomnienie, że wyprawy z rakietą na początku roku do świata "Down Under", czyli pod naszymi nogami, niosą ze sobą różne zaskakujące doznania i przeżycia. Za oknem zima pewnie za chwilę sobie o nas przypomni, tam lato w pełni. Gdy my śpimy w najlepsze, oni całkiem poważnie grają. Nie zostaje nic innego jak na dwa tygodnie przyjąć te wszystkie inności i cieszyć się chwilą. Na obu kanałach stacji Eurosportu już teraz stan pełnej gotowości.
Ebden - Mahut, Thompson - Janowicz - konkurencyjne według mnie mecze do A.Gonzalez - D. Ferrer jak na central. Z drugiej strony - jakie to ma znaczenie, jak i tak nie obejrzę.
MTT Titles/Finals
Spoiler:
MTT - tytuły (34) 2025 (4) Rzym M1000, Madryt M1000, Acapulco, Buenos Aires 2024 (3) Pekin, US Open, Halle, 2021 (4) Sankt Petersburg, Moskwa, IO Tokio, Gstaad, 2020 (2) US Open, Auckland, 2019 (4) Tokio, Halle, Australian Open, Doha, 2017 (1) Cincinnati M1000, 2016 (1) Sankt Petersburg, 2015 (1) Rotterdam, 2013 (3) Montreal M1000, Rzym M1000, Dubaj, 2012 (1) Toronto M1000, 2011 (4) Waszyngton, Belgrad, Miami M1000, San Jose, 2010 (2) Wiedeń, Rotterdam, 2009 (2) Szanghaj M1000, Eastbourne, 2008 (2) US Open, Estoril
Liczę na prezent od: Dołgopołowa, Chardy'ego, Jużnego. Lubię nawet trochę Ferrera, ale jego fart w Szlemowych drabinkach mnie już przerasta nieco. Nadal trudna drabinka. No. Jak na obecne realia chyba. Tomic to nawet przy pełnej mobilizacji top 15, góra top10, przy absolutnym maksie. Del Potro w Sydney i Federer na AO 2013 pokazali, jak łatwo złamać mu ducha. Wszyscy zachwycali się grą Monfilsa w Dausze. a w 3 secie skończyło się na 2 gemach, czyli 4 sety i do domu. Fed to Fed, zwłaszcza ostatnio. Murray niedoleczony, może nie ma najtrudniejszej drabinki, ale czy on zrobi na pewno QF to nie wiem.
No to zostaje Juan, który rozpędza się w turniejach jak lokomotywa i może potracić pare setów, oby nie wyleciał za wcześnie. I Tsonga, który też nie zachwyca. Będzie to trudniejsza droga niż Djokovicia, ale jednak wygląda to na pare niezłych sparingów w drodze do ćwierćfinału, w którym poskłada wieżę w 5, jeśli będzie trzeba zapewne. 6-2 w ostatnim.
Janowicz kolejny raz nie wykorzysta raczej na pewno idealnej okazji na WS, tak jak w NYC, ma niezłego farta swoją drogą, ale to mu raczej nie pomoże.
Łukasz, gdyby coś sobą reprezentował w singlu poza 1 wyskokiem, to może nawet miałby szansę powtorzyć swój największy sukces z 2009, no ale będzie ciężko. Aczkolwiek, jeśli nie połknie Denki w obecnym stanie, to nie wiem, czy gra w singlu ma jakiś sens?
Przysiężny musi Zeballosa ograć, jeśli marzy o zagoszczeniu w top50.
Rafael Nadal, to zło, zgoda? PS. Nie ma zgody na brak zgody.
O to samo się chciałem pytać. Warto zaczynań od 01:00 czy wystarczy wstać koło 7:00 ?
Co może przykuć uwagę w środku nocy?
MTT: Tytuły (8): US OPEN 2012 -debel, Sztokholm 2012, Australian Open 2013 - debel, Abu Dhabi 2014, Barcelona 2014, Australian Open 2016 - debel, Marsylia 2018, ATP Finals 2018 - debel
Finały (8): US OPEN 2013, Monte Carlo 2014, Umag 2014, Rotterdam 2015, Sydney 2016, US OPEN 2016 - debel, Winston-Salem 2018, US OPEN 2018 - debel
Od biedy to i Wawrinkę, Mahuta, Gasqueta i Vaska można obejrzeć.
Eurosport
g. 1:00 - Angelique Kerber - Jarmila Gajdosova
ok. 2:30 - David Ferrer - Alejandro Gonzalez
ok. 4:00 - Julia Goerges - Sara Errani
7:00 - Jerzy Janowicz - Jordan Thompson
9:00 - Novak Djoković - Lucas Lacko
następnie: Serena Williams - Ashleigh Barty
Eurosport 2
g. 1:00 - Stanislas Wawrinka - Andriej Golubiew
ok. 3:00 - Tomas Berdych - Aleksandr Nodovyewcow
ok. 5:00 - Ana Ivanović - Kiki Bartens
ok. 7:00 - Tommy Haas - Guillermo Garcia-Lopez
9:00 - Marcos Baghdatis - Denis Istomin
MTT Singiel (Rank ) : W: Queens '09 '14 '19 , Rotterdam’19 , Paryż '15 , Sankt Petersburg '15 , Monachium '14 , F: Pekin '15 , Rio de Janeiro '14 , Dubaj '14
DUN I LOVE pisze:Ktoś w nocy coś ogląda czy nie ma czego?
Nie przepadam za Aussie Open, ale to jednak szlem, dolna połówka jest tak ekscytująca jak kolejny odcinek mody na sukces, ale... to jednak szlem. Mahut priorytetem, z resztą zdam się na Eurosport.
MTT bilans finałów (22-29)
W: Queen's Club 13, Monte Carlo 14, Australian Open 15, Nottingham 15, Chennai 16, Rio de Janeiro 17, Wiedeń 17, Acapulco 18, Madryt 18, Queen's Club 21, Cincinnati 21, Indian Wells 21, World Tour Finals 21, s-Hertogenbosch 22, Roland Garros 23, Astana 23, Hong Kong 24, Madryt 24, Umag 24, Tokio 24, Australian Open 2025, Dallas 25
F: Auckland 14, Miami 14, Roland Garros 14, Waszyngton 14, World Tour Finals 14, Rio de Janeiro 15, US Open 15, Estoril 16, Pekin 17, Rio de Janeiro 18, Monte Carlo 18, Rzym 18, Lyon 18, Metz 18, Hamburg 20, Madryt 21, St. Petersburg 21, Adelajda-2 22, Buenos Aires 22, Rio de Janeiro 22, Cincinnati 22, Astana 22, Rio de Janeiro 23, Bastad 23, Rio de Janeiro 24, Dubaj 24, Basel 24, Brisbane 25, Buenos Aires 25
Australian Open 2013
Nawet najlepsza potrawa w końcu się nudzi, jeśli jest serwowana zbyt często. Nie chcąc więc dopuścić do znudzenia użytkowników smakowitymi skądinąd przedturniejowymi analizami redaktorów mtenis.com.pl, postanowiłem tym razem podejść do tematu z nieco innej strony. Okoliczności można uznać za wielce sprzyjające, do wspominania z poprzedniej edycji za wiele znowu nie ma(meczów wartych zapamiętania razem trzy, Djokovic-Wawrinka, Federer-Tsonga, Murray-Federer), o których już napisano wszystko, obecna edycja ma faworytów aż dwóch i pół(o ile Del Po dojdzie do ćwierćfinału bez problemów) i o tym też napisano już wszystko. Zaś rozgrywany w Melbourne turniej ma to do siebie, że przez lata dostarczył nam bardzo dużą ilość naprawdę epickich, godnych wiecznej pamięci spotkań. I choć podobnych wspominków było już wiele, pozwolę sobie jeszcze raz sięgnąć do księgi chwały Australian Open.
Oczywiście zapominalskim przypominam, że finale ubiegłorocznej edycji turnieju Novak Djokovic pokonał Andy'ego Murray'a 6-7(2) 7-6(3) 6-3 6-2 i obronił w ten sposób po raz drugi tytuł mistrza Australian Open. Australian Open – ”moje” mecze. Część I
Nie wymienię tu wszystkich spotkań z tej księgi. Ba, być może uznacie, że nie wszystkie mecze o których napiszę, są jej godne. Cóż, jak zaznaczyłem już w tytule, moją intencją jest opisać mecze, które wyryły się mocno w mojej pamięci. Nie będę też pisał dokładnych streszczeń, każdy może, czy wręcz powinien sam obejrzeć przynajmniej część z tych spotkań. Raczej skupię się na szerszym kontekście i moich prywatnych impresjach. Nie, bez obaw, nie będą to wyłącznie mecze Rogera Federera, choć nie da się ukryć, że sympatyczny Szwajcar będzie postacią, o której napiszę tu być może najwięcej. Z tej prostej przyczyny, że to najbardziej ”mój ” ze wszystkich tenisistów, to jemu najmocniej kibicowałem, jego mecze najdokładniej śledziłem. Jednak na całe szczęście dla dużej części czytelników, czasem zdarzyło mi się obejrzeć też i jakichś innych zawodników. Zatem do rzeczy! Jednak najpierw jeszcze jedna istotna sprawa: kolejność. Uznałem, że najlepsza będzie czysto dowolna i w takiej też będą opisywane spotkania. Jakoś jednak tak wyszło, że ta dowolna stała się chronologiczną, przynajmniej w pierwszej części.
Wszystko co dalej napiszę, będzie całkowicie subiektywne, w dodatku czasem nieco patetyczne dla lepszego efektu. Także proszę o zrozumienie. Zatem miłej lektury, a wolnej chwili również oglądania. Na dobry początek… jedno ze spotkań wszech czasów! Pete Sampras – Andre Agassi AO 2000
Zdaniem Alfreda Hitchcocka, dobrym film powinien zaczynać się od wybuchu, a następnie napięcie powinno tylko rosnąć. Tego drugiego niestety obiecać nie mogę. Ale zacząć od wysokiego ”C” już owszem. Pete Sampras - Andre Agassi, Australian Open 2000. Cóż to było za spotkanie… Nie, tym razem nie jest to wyświechtany slogan dziennikarza sportowego, ale najczystsza prawda. Jednak najpierw kilka słów o kontekście tego spotkania, w tym przypadku wielce istotnym, bez obaw, nie będę zanudzać całą historią spotkań Sampras – Agassi, jak zrobiliby niektórzy, bez wskazywania palcami, rzecz jasna.
Skupiając się tylko na tym spotkaniu, był to mecz o, jak się okazało krótkotrwałą, supremację w męskim tenisie. Rok 1999 przyniósł dwa bardzo doniosłe wydarzenie w tenisowym świecie. Pierwszym był sensacyjny powrót do formy Andre Agassiego, który nie tylko sensacyjnie wygrał na kortach Rolanda Garrosa, ale też początek zmierzchu dominatora lat 90-tych, Pete’a Samprasa. Oczywiście te dwa zjawiska nie pozostawały w oderwaniu od siebie. Po wygranej w Paryżu, Agassi kontynuował swój triumfalny marsz również na kortach Wimbledonu, gdzie doszedł aż do finału. Tam jednak musiał uznać zdecydowaną wyższość Samprasa. Walka o prymat miała rozegrać się więc na najbardziej dla obu neutralnych kortach twardych.
Pierwszą konfrontację w finale Los Angeles wygrał Sampras i to on wydawał się faworytem US Open. Jednak do pojedynku nie doszło, przed turniejem Pete doznał kontuzji, a puchar z wygraną na Flushing Meadows zgarnął Agassi. Do kolejnej konfrontacji doszło w czasie Tennis Masters Cup. Panowie spotkali się już w fazie grupowej, Sampras wracał do gry po długiej przerwie i wydawało się, że nie ma większych szans, co potwierdziła gładka wygrana Andre. Jednak bardziej utytułowany z Amerykanów błyskawicznie się odrodził, doszedł aż do finału i w kolejnym pojedynku z odwiecznym rywalem wręcz go zdeklasował, wysyłając mocny sygnał, że ciągle ma zamiar walczyć o miano najlepszego tenisisty na świecie.
I to właśnie była realna stawka półfinału Australian Open. Cały tenisowy świat zastygł w wyczekiwaniu. I było czego wyczekiwać. Mecz stał na niebywałym nawet jak na tę dwójkę poziomie. Sampras dał z siebie wszystko i szczerze mówiąc, aż do piątego seta byłem przekonany, że wygra. Nie tylko zresztą ja. Świętej pamięci Zdzisław Ambroziak miał już gotowy tytuł artykułu: ”SamprAS w serwisowym transie”. Jednak nawet 38 asów to było za mało na Agassiego tego wieczora. Decydujący okazał się jednak TB czwartego seta, Pete po swoim firmowym running forhendzie zyskał przewagę mini breaka, jednak nie zdołał jej utrzymać, przegrał tego seta, w decydującej partii opadł z sił. Górą był Andre, który wygrał potem w finale z Kafielnikowem. Cały mecz:
TB 4 seta:
Przeczucia czasem mają sens. Roger Federer – Marat Safin AO 2005
Czym jest przeczucie? Wnioskami, jakie nasz umysł potrafi wyciągnąć, analizując dane poza naszą świadomością. Brzydka pogoda, śliska droga, autokar pamiętający jeszcze poprzedni ustrój, kierowca też jakby wczorajszy? Cóż, nie trzeba mieć w sobie utajonego Sherlocka Holmesa, by poczuć się odrobinę niepewnie.
Cóż, może to było właśnie to, a może zwykłe fanowskie panikarstwo, dość powiedzieć, że ja przed półfinałem Rogera z Safinem czułem się, no cóż, właśnie odrobinę niepewnie, choć tu nie było żadnych widocznych na pierwszy rzut oka przesłanek… Choć na drugi rzut już były. Kiedy bodaj miesiąc wcześniej zastanawiałem się, któż to może być zagrożeniem dla Federera w nadchodzącym Australian Open, na pierwszy plan wysunęła się właśnie osoba Marata. Z kilku co najmniej przyczyn. Po pierwsze z samego poważania, jakim cieszył się Rosjanin. Dzisiejszym fanom tenisa, mającym w głowie obraz Rosjanina jako pajaca i birbanta, który przepił talent, wydawać się to może nieco dziwne. Jednak wtedy Safin to był naprawdę ktoś, w dodatku miał w tym turnieju całkiem niezłe osiągnięcia, rok i trzy lata wcześniej był w finale i w ogóle Australia zawsze była dla niego nowym początkiem, na zasadzie ”teraz to się wezmę…” I tym razem ten początek miał mieć solidne podstawy, choćby dlatego, że zaczął się nieco wcześniej, a konkretnie w momencie zatrudnienia przez Marata Petera Lundgrena, byłego szkoleniowca Federera.
I właśnie Lundgren był tym ”po drugie” na liście przyczyn obaw przed Rosjaninem. Zwłaszcza, że efekty tej współpracy przyszły szybko. Marat wygrał w hali Bercy, a na TMC doszedł do półfinału, gdzie spotkał się właśnie ze Szwajcarem. I choć pierwszy set dość łatwo wygrał faworyt, to drugi zaczął się od przełamania dla Safina, a zakończył niewiarygodnie długim i zaciętym tajbrekiem. Był to widomy znak, że Rosjanin może być dla, będącego wtedy u absolutnego szczytu potęgi Federera, poważnym zagrożeniem.
Jednak wydawało się, że Australia musi również paść łupem lidera światowego tenisa. Roger również nie próżnował, zatrudnił do pomocy Tony Roche’a(pod kątem Paryża niby… osobiście uważam, że była to fatalna decyzja i może nie tyle pogorszyła grę Szwajcara, ale na pewno jej nie poprawiła w najmniejszym stopniu, ale to tylko dygresja…), grał w Melbourne bardzo pewnie, w ćwierćfinale zaś zaskakująco łatwo pokonał Agassiego. Nic nie zapowiadało porażki, owszem, mecz miał być zacięty, ale faworyt był dość wyraźny. Nawet jednak relatywnie łatwo wygrana przez Szwajcara pierwsza partia mnie nie uspokoiła.
Marat dopiero się rozkręcał. Również prowadzenie Federera 2-1 w setach nie powaliło Rosjanina. Mecz stał od samego początku na niesamowitym poziomie, symptomatyczne było, że Federer był zmuszany non stop do gry na swoim najwyższym poziomie. Jako, że mu się to udawało, w czwartej partii stanął przed szansą zakończenia meczu. Jednak nie pierwszy i nie ostatni raz w karierze, Szwajcar wypuścił okazję z ręki. Decydujący, piąty set stał na bodaj jeszcze wyższym poziomie, a emocje sięgały zenitu. Postawiony pod ścianą Federer zdołał w ostatniej chwili odrobić stratę podania, jednak ostatecznie nie był w stanie powstrzymać grającego życiowy tenis Safina, który po epickiej walce wygrał ostatniego seta 8-6, bo w finale przebić serca gospodarzy pokonując innego herosa tej edycji, Lleytona Hewitta. Był to drugi i w co nikt by chyba wtedy nie uwierzył, ostatni wielkoszlemowy triumf Marata Safina. Skrót cz.1:
cz.2:
Gwiazdka w styczniu. Roger Federer – Andy Roddick AO 2007
Które prezenty są najfajniejsze? Te niespodziewane? A może spodziewane, konsultowane i na pewno trafne? Od tego meczu wiem już, że najlepiej jest, kiedy wiesz, że dostaniesz prezent, wiesz, że będzie fajny, a… dostajesz dziesięć razy lepszy. Bo tak było w tym przypadku. Wiedziałem, że Roger jest formie(być może najlepszej w karierze), że będzie chciał wygrać ten mecz za wszelką cenę, wygrać go wysoko i że jest duża szansa, że tak się właśnie stanie. Jednak tego dnia Szwajcar zrobił swoim fanom wyjątkowy prezent, a całemu światu sprezentował pokaz brawurowego i zarazem bezwzględnego tenisa.
Po znakomitym sezonie 2006, zakończonym fenomenalna grą w kończącym sezon turnieju mistrzów, był Szwajcar pewnym liderem rozgrywek, moim coraz śmielszych ataków ze strony Rafaela Nadala. A już na pewno na kortach twardych mógł czuć się wyjątkowo pewnie. Jednak był ktoś, komu ten stan rzeczy nie do końca odpowiadał. Andy Roddick zatrudniwszy w sierpniu 2006 Jimmy’ego Connorsa, dostał wraz z tą zmianą niebywały zastrzyk motywacji. Wygrał w Cincinnati, w US Open doszedł do finału, gdzie musiał uznać wyższość Szwajcara, jednak już w czasie rozgrywanego w Szanghaju Masters Cup, był już dosłownie o krok, a właściwie smecz, od pokonania rywala. Ta sztuka udała mu się w czasie pokazowego turnieju na kortach Kooyongu.
Przed półfinałowym starciem na Rod Laver Arena, wydawał się Amerykanin mocny, pewny siebie i zdeterminowany. Jednak ta atmosfera tylko jeszcze bardziej nakręciła Federera. Mecz rozpoczął Szwajcar od przełamania budzącego w tym okresie wielki respekt podania rywala i choć Andy zdołał odrobić stratę, seta pewnie wygrał numer jeden na świecie, prezentując przy tym niebywałą lekkość w grze. Jednak to co stało się później, wprawiło w osłupienie widzów zgromadzonych na trybunach w Melbourne i przed telewizorami. Roger zaczął grać jak w transie i dosłownie zmasakrował swojego przeciwnika, wygrał drugiego seta do zera, w trzecim również nie pozostawił wątpliwości, kto tego dnia jest lepszy.
Sfrustrowany Andy nie mógł wiele poradzić na taki obrót sprawy. Federer był w tym turnieju w życiowej dyspozycji i pokonując wszystkich rywali łączne z Fernando Gonzalezem w finale bez straty seta, potwierdził po raz kolejny swoja klasę. To najbardziej ”fanowski” fragment tego wpisu, moim celem nie jest zachwycanie się bez umiaru Federerem(no dobra, zachwycam się), czy też zwłaszcza pognębianie Roddicka, który po prostu miał tego pecha, że trafił na rywala w formie i z niebywałą motywacją. Po prostu wspominam ten mecz i cały turniej niebywale miło, w grze Rogera była wtedy jakaś taka nieuchwytna i niedostępna innym lekkość, której w późniejszych latach i sam Szwajcar miał okazję doświadczyć w zaledwie kilku turniejach, by nie powiedzieć meczach. Piękne wspomnienie, którego życzę każdemu fanowi tenisa. Zobaczyć idola w życiowej formie, grającego tak, że dech zapiera. Jakże byliśmy głupi, że nie umieliśmy wtedy w pełni tego docenić. Skrót:
Cały mecz:
Zimnym prysznic. Roger Federer-Janko Tipsarevic AO 2008
W jakim nastroju kończyli sezon 2007 fani Rogera Federera? W co najmniej znakomitym, by nie powiedzieć szampańskim. Po małym wiosennym kryzysie(tak zwana ”afera oponkowa”) nie był śladu, Nadal, choć ciągle upierdliwy, wydawał się przynajmniej chwilowo spacyfikowany(wyraźna wygrana w półfinale Masters Cup, dodatni bilans w całym sezonie), owszem, coraz poważniejsze wydawało się zagrożenie ze strony młodego Djokovica, ale w powszechnym mniemaniu Serb miał jeszcze przez jakiś czas ustępować grającemu ciągle genialne Szwajcarowi.
Powodów do niepokoju przesadnych nie było, jeśli nie liczyć wycofania z imprez poprzedzających Australian Open. Mówiło się coś o problemach żołądkowych, ale dwa sety wygrane do zera w meczu otwarcie w pełni uspokoiły nastroje. Aż wreszcie przyszedł mecz z Tipsarevicem…
Coż, teraz to jesteśmy strasznie mądrzy, porażka z Djoko, diagnoza mononukleozy, wiosenne kompromitacje z Nadalem, których apogeum miało miejsce w Paryżu, wreszcie historyczny mecz i historyczna porażka w finale Wimbledonu. Anatomię strącenia tenisowego boga do świata zwykłych śmiertelników znają wszyscy. Ale wiecie co? Kiedy to wszystko się działo, ja ciągle uważałem, że to jakiś koszmarny sen, który zaczął się w czasie meczu z Janko. To ten mecz był kamykiem, który uruchomił lawinę, pierwszą kostka domina.
Nawet jeśli przyjmiemy, że postawa Rogera w tym spotkaniu była bardziej skutkiem, niż przyczyną. Po prostu do dziś nie wierzę, że on w tak debilny sposób przegrał pierwszego seta, że zaczął grać tak pasywnie, strachliwie, że król winnera i ofensywnego półwoleja z baseline, stał się nagle samozwańczym poetą lifta przez środek…
Mecz był zacięty, pełen emocji i walki, chwilami fascynujący zapewne… zapewne, bo ja ciągle byłem w szoku! Co się dzieje? Czemu on tak gra?! To wtedy, w tym momencie kariery Szwajcara, po prostu niedorzeczne, niemożliwe, niepojęte… Gdybym się jutro obudził i na korty wyszliby Federer i Tipsarevic, a kalendarz pokazywałby rok 2008 wcale bym się nie zdziwił. Po prostu uznałbym, że przebudziłem się z sennego koszmary, który był tak oderwany od rzeczywistości, że wydarzyć się naprawdę po prostu nie mógł. A jednak. To się działo naprawdę. A potem było już tylko gorzej. Skrót:
Zmierzch tytana. Roger Federer – Novak Djokovic AO 2008
”Stworzyłem potwora” – te słowa Rogera Federera przeszły do historii. Wypowiedział je po porażce w półfinale z Novakiem Djokovicem, która kończyła jego serię występów w finałach turniejów wielkoszlemowych, zapoczątkowaną w czasie Wimbledonu 2005. Ta porażka była szokiem dla tenisowego świata. Stało się to, co zdaniem wielu było niemożliwie, choć tak naprawdę przecież w końcu stać się usiało. Federer przegrał. W Szlemie. Poza Paryżem. Z kimś innym niż Nadal. Przed finałem. Po meczu z Tipsarevicem, wszyscy zadawali sobie pytanie, czy to była chwilowa słabość Mistrza, czy znak czegoś więcej. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać.
Rok wcześniej Federer i Djokovic spotkali w Australii dużo wcześniej, bo już w 4 rundzie i po efektownym, ale zdominowanym przez faworyta meczu, wygrał Szwajcar. Jednak przez ten czas poczynił Serb wielkie postępy. Półfinały RG i Wimbledonu, przegrany, ale zacięty, choć trzysetowy finał US Open z Rogerem, wygrane turniej Masters, wygrane mecze z Federerem i Nadalem. To wszystko w wieku 20 lat. Te osiągnięcia czyniły go jednym z głównych faworytów każdego turnieju i głównym obok Nadala rywalem numeru jeden na świecie. Przed meczem w Melbourne faworytem był rzecz jasna Federer, pomimo wielkiego znaku zapytania po wcześniejszych kłopotach.
Jednak po raz kolejny w tamtym turnieju Szwajcar grał niepewnie, w dziwny sposób oddawał ważne punkty. A Novak wręcz przeciwnie, był niezwykle pewny w każdym elemencie i po mimo zrywu rywala w trzecim secie i szalonej walki Federera w tajbreku, zdołał wygrać mecz w trzech setach. Wszyscy mieli świadomość, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym, graczem, który od teraz będzie pracować na swoją własną legendę. A Federer? Po tym meczu był mocno zmieszany, choć mówił o uldze, wyzwoleniu z meczącego uścisku potwora, którego sam stworzył. Potwora, który ciągle musi wygrywać. Wstrząśnięci byli za to fani szwajcarskiego mistrza. Nie mieli pojęcia, że… no właśnie. Że dobrze to już było. Skrót:
Ostre strzelanie na RLA. Rafael Nadal – Jo Wilfried Tsonga AO 2008
Jednak zanim doszło do porażki Rogera Federera, w turnieju miała miejsce jeszcze jedna sensacja. Przeniesiony wehikułem czasu Muhammad Ali wyszedł na kort centralny w Melbourne i zmasakrował Rafę Nadala. O dziwo nie w walce na pięści, ale w odbijaniu małej piłeczki.
Narzekamy na ten współczesny tenis, narzekamy i narzekamy. Nie bez powodu, te wymiany ciągną się i ciągną, a poza ścisłą czołówką mamy głównie graczy prezentujących jeszcze brzydszy tenis, albo grających może i ładnie, ale zawstydzająco mało skutecznie. Dlatego kiedy pojawia się ktoś taki jak Tsonga i jeszcze osiąga taki wynik jak Tsonga, po prostu serce rośnie.
Powiem Wam szczerze, że jak zobaczyłem Jo z Nadalem na USO, to mi się materiałem na dobrego gracza w ogóle, ale to w ogóle nie wydawał. Wygrana w Australii z Murray’em była jednak znakiem, że w tym człowieku coś jest, mecz z Jużnym potwierdził, że to bardzo klasowy gracz. Australia, a za nią cały świat, pokochała radosny, trochę niefrasobliwy tenis Jo i jego radosne, trochę niefrasobliwe podejście. Jednak dopiero mecz z Rafą pokazał, jaka moc drzemie w tym misiowatej trochę postury zawodniku. A zarazem jakież on ma czucie! Te stop woleje mogą się większości tylko śnić. No ludzkie pojęcie przechodziło, co on tam wyczyniał. Hiszpan był tylko tłem dla szalejącego na całym korcie Francuza, który dał zupełnie niezwykły pokaz połączenia niedźwiedziej siły z godną pianisty subtelnością. Nawet późniejsza porażka w finale z Djokovicem nie przysłoniła tego, co w tym turnieju osiągnął Tsonga. Skrót:
Cały mecz:
Strach się bać. Rafael Nadal – Tommy Haas AO 2009
Rafa Nadal, cóż za wdzięczny temat, zwłaszcza dla ortodoksyjnego fana Federera… Jednak trzeba powiedzieć, że Rafa jest postacią dość kontrowersyjną i wiele osób zadaje sobie pytanie, czym oprócz wybiegania i obwodu bicepsa Hiszpan wygrał tyle turniejów.
Otóż, niestety, nie tylko tym. Może być to zaskoczeniem dla wielu, ale są mecze, w których widać, że Nadal nie tylko umie grać w tenisa(!), ale też posiada niebagatelny talent(!!) i umiejętności(!!!). Gdzież ich szukać, zapyta ktoś dobrodusznie. No na pewno nie w wygrywanych seryjnie turniejach na cegle, w których prezentuje tenis doprawdy ohydny, ani nawet w tych najbardziej znanych meczach na innych nawierzchniach, gdzie poza dobrymi fragmentami, zdarzało mu się grać chyba jeszcze paskudniej.
Owszem, rzeźnie z Djokovicem mają swój toporny urok, ale te mecze najfajniej ogląda się youtube, gdzie wywalone są 2-4(!) godziny baloników i klepania ”ja do ciebie, ty do mnie” przez środek kortu, a zostają same efektowne wymiany. Trafiają się jednak Hiszpanowi prawdziwe perełki, mecze, w czasie których przez całe spotkanie potrafił grać nie zabójczo skutecznie, ale też niebywale efektownie. Cóż mogę napisać o tym meczu? Może to, że w czasie jego obejrzeniu słałem paniczne sms-y do innych kibiców Feda i naprawdę zacząłem się obawiać(jak się potem okazało, całkiem słusznie), że Rafa może ten turniej po prostu wygrać. Jedno z najlepszych spotkań Rafy, jakie widziałem.
Jutro po południu część druga! A w niej: jeszcze więcej Rafy Nadala, jak wytresować smoka jeden z hitów sprzed dekady, oraz mecz którego się w ogóle nie spodziewacie, a być może najważniejszy ze wszystkich, jakie tu są i będą opisane. A także próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego właśnie w Australii możemy oglądać być może najwięcej epickich widowisk i niebywale efektownych spotkań.
MTT bilans finałów (22-29)
W: Queen's Club 13, Monte Carlo 14, Australian Open 15, Nottingham 15, Chennai 16, Rio de Janeiro 17, Wiedeń 17, Acapulco 18, Madryt 18, Queen's Club 21, Cincinnati 21, Indian Wells 21, World Tour Finals 21, s-Hertogenbosch 22, Roland Garros 23, Astana 23, Hong Kong 24, Madryt 24, Umag 24, Tokio 24, Australian Open 2025, Dallas 25
F: Auckland 14, Miami 14, Roland Garros 14, Waszyngton 14, World Tour Finals 14, Rio de Janeiro 15, US Open 15, Estoril 16, Pekin 17, Rio de Janeiro 18, Monte Carlo 18, Rzym 18, Lyon 18, Metz 18, Hamburg 20, Madryt 21, St. Petersburg 21, Adelajda-2 22, Buenos Aires 22, Rio de Janeiro 22, Cincinnati 22, Astana 22, Rio de Janeiro 23, Bastad 23, Rio de Janeiro 24, Dubaj 24, Basel 24, Brisbane 25, Buenos Aires 25
Robertinho pisze:Australian Open 2013
Wygrał w Cincinnati, w US Open doszedł do finału, gdzie musiał uznać wyższość Szwajcara, jednak już w czasie rozgrywanego w Szanghaju Masters Cup, był już dosłownie o krok, a właściwie smecz, od pokonania rywala. Ta sztuka udała mu się w czasie pokazowego turnieju na kortach Kooyongu.
Smecz był przy stanie 9-8 w tie breaku i setowej dla Federera Wcześniej Andy zmarnował meczową przy własnym serwisie po ...a jakże by inaczej nieudanym ataku do siatki.
Odnośnie meczu Tsonga - Nadal to masakra co wtedy wyprawiał przez cały mecz Jo. Zdecydowanie najlepszy mecz w karierze Francuza, Nadal był tak bezradny, że w trzecim secie po każdej pojedynczej wygranej piłce po serwisie Tsongi cieszył się jakby wygrywał seta w finale Wielkiego Szlema. Spodziewałem się wtedy, że trochę inaczej potoczy się kariera Tsongi. Niestety lata minęły (niefajnie w ogóle, że czas tak szybko leci), a to było 5 minut Francuza i nie ma za bardzo widoków na powtórzenie takiego szalonego turnieju w jego wykonaniu.
144 weeks #1, 2010, 2011, 2012 Year-end no. 1 W: LA 08, Dubaj 09, New Heaven 09, Bangkok 09, Pekin 09, Madryt 10, Roland Garros 10, Barcelona 11, Madryt 11, Roland Garros 11, Cincinnati 11, Paryż-Bercy 11, Monte Carlo 12, Tokio 12, Dusseldorf 14Roland Garros 22 F: Olympic Games 08, Bangkok 08, s'Hertogenbosch 10, Wimbledon 10, LA 10, Memphis 11, Waszyngton 11, Montreal 11, Szanghaj 12, WTF 12, Madryt 14
No faktycznie, pamiętałem SlamRoda, ale pomyliłem piłki. Dramatyczny był to mecz swoją drogą, Dawid jest zdania, że nic by się nie stało złego, jakby Rod to wygrał.
Rob, chyba najbardziej kreatywny z dotychczasowych wpisów w tej "rubryce".
Robertinho pisze:Jednak najpierw kilka słów o kontekście tego spotkania, w tym przypadku wielce istotnym, bez obaw, nie będę zanudzać całą historią spotkań Sampras – Agassi, jak zrobiliby niektórzy, bez wskazywania palcami, rzecz jasna.
Mógłbyś to rozwinąć?
Obejrzałem fragmenty zamieszczonego meczu Federer - Roddick. Boże, jak on grał - ta szybkość, te minięcia, których dzisiaj w sezonie gra może tyle, co w całym tamtym meczu, do tego dźwięk piłeczki, odbijanej od rakiety tak czysto - nieprawdopodobna, natchniona forma. Nikt chyba wtedy nie przypuszczał, że po tamtym turnieju wszystko zacznie systematycznie uciekać.
Co do AO, to zobaczę początek turnieju, a później chyba błogi sen.
MTT Titles/Finals
Spoiler:
MTT - tytuły (34) 2025 (4) Rzym M1000, Madryt M1000, Acapulco, Buenos Aires 2024 (3) Pekin, US Open, Halle, 2021 (4) Sankt Petersburg, Moskwa, IO Tokio, Gstaad, 2020 (2) US Open, Auckland, 2019 (4) Tokio, Halle, Australian Open, Doha, 2017 (1) Cincinnati M1000, 2016 (1) Sankt Petersburg, 2015 (1) Rotterdam, 2013 (3) Montreal M1000, Rzym M1000, Dubaj, 2012 (1) Toronto M1000, 2011 (4) Waszyngton, Belgrad, Miami M1000, San Jose, 2010 (2) Wiedeń, Rotterdam, 2009 (2) Szanghaj M1000, Eastbourne, 2008 (2) US Open, Estoril