Jacques D. pisze:To samo pisałem jakiś czas temu Dawidowi i na miejscu jego Narzeczonej raczej dziwnie bym się poczuł, ale On jest raczej niereformowalny...
Miało być coś o psychologicznej teorii wygrywa i przegrywa, ale Fed ograł Personifikację i nici z tego.
Co do meczu, cóż. Świetnie funkcjonowały te elementy, które (prawie) zawsze zawodziły w meczach z Nadalem, czyli bh i return. Grał nimi ostro, niemal ciągle na granicy ryzyka, bardzo często na wznoszącej, nieustannie skracając dystans i nie pozwalając Nadalowi wejść w rytm. Plus świetne wykorzystanie kątowego potencjału backhandu. Do tego konsekwencja taktyczna - zamiast nerwowych baloników, bezsensownych topsinów w półkort, ram wynikających z braków w timingu i forehandów 10 metrów w aut wynikających ze słabego ustawienia, zamiast samobójczego wciągania Nadala w długie, pasywne wymiana, co tak często mu się z nim zdarzało, tutaj również w najważniejszych momentach bezkompromisowa i konkretna gra. Zło dobrem zwyciężaj, można by rzec. Brawo Roger, brawo Ivan.

Oceniając ten finał, moim zdanie trzeba powiedzieć jasno dwie rzeczy. Po pierwsze, Roger rozegrał wreszcie w meczu o tytuł bardzo dobre spotkanie, po drugie, był w ogólnie w dobrej formie. Można pisać całe tomy o bekhendzie, przygotowaniu mentalnym, presji i jej braku, agresji z returnu itp. Ale ogólnie to są moim zdaniem drzewa, które przysłaniają obserwatorom las. I prowadzą do wniosków zgoła kuriozalnych.
Przede wszystkim, Federer znakomicie serwował. Sama liczba asów jest dość spora, ale przede wszystkim ten serwis naprawdę cały czas pomagał, co było problemem choćby w ostatnich finałach WS z Djokovicem, nie mówić o finale AO sprzed 8 lat, kiedy to fatalne serwowanie w dużym stopniu położyło Szwajcarowi mecz. Tu podanie było niesłychanie skuteczne cały mecz i co ważne, również w istotnych piłkach. Tego brakowało.
Kolejna sprawa to bekhend, forhend i ogólnie gra z głębi kortu, oraz return. Te elementy były na wysokim, najwyższym od dawna poziomie, już od meczu Berdychem. Fed wytrzymywał wymiany, kontrował, kończył w pełnym biegu, chwilami naprawdę mieliśmy wspomnień czar. Potwierdziło się, że bekhend to po pierwsze barometr jego gry i formy, po drugie, w dobrym wydaniu jest to jedno z najbardziej ekscytujących uderzeń w rozgrywkach, o niebywałych możliwościach. Tu też trudno mówić o jakiejś magicznej taktyce na Nadala, konsekwentna, agresywna gra z tej strony, bardzo oszczędne używanie slajsa, widoczne było właściwie od samego początku imprezy. Forhend też zupełnie inny od tego strachliwego głaskania piłki, które wielokrotnie tak raniło serca sympatyków Szwajcara. Tu chwilami mieliśmy zabójczą broń z najlepszych lat, generującą winnery z każdej pozycji. Do tego granie w korcie, z wczesnego kozła, klasyczny Federer po prostu.
Potwierdziła się jedna, powtarzana od dawna na forum rzecz. Roger nie wygra turnieju WS połączeniem ataków do siatki i gry techniczno-kombinacyjnej, musi do tego dołożyć dobrą grę z głębi kortu, zarówno szukanie winnerów, jak i dawanie sobie rady w dłuższych wymianach.
Niemniej, nie sposób nie uznać tego meczu za jednak niezwykły i nie docenić pewnych nowych koncepcji w grze. Pisaliśmy przed meczem, że Nadala nie da się pokonać techniczną grą, trzeba go rozstrzelać, albo zabiegać. I Szwajcarowi często udawało się to pierwsze, drugiego również próbował. Oczywiście ważne było też ograniczenie slajsa, również, a może zwłaszcza, z returnu, ale to, będę się upierał, widzieliśmy w zasadzie przez cały turniej.
Nie wiem czy zauważyliście, ale tu prawie nie było żadnych typowych dla Feda sztuczek, prawie żadnej gry technicznej w potocznym, radwańskim rozumieniu tego słowa. Dwa nieudane dropszoty, kilka zbyt optymistycznych wypadów do siatki i chyba tyle, żadnych dziwnym pomysłów, żadnego szukania ekstremalnych rozwiązań. Niebywale twardy i konsekwentny tenis grał Szwajcar, trochę jak nie on. Jeśli gdzieś, to tu bym widział jakiś wpływ pracy z Ivanem i nowych pomysłów na grę z Nadalem.
Kolejną rzeczą na plus jest to, że Fed grał w wymianach normalnie, w sensie selekcji uderzeń. Przypomnicie sobie, jak karykaturalnie wyglądały we wspominanym finale sprzed lat uparte próby grania na siłę Nadalowi do bekhendu, które wiele krzywdy mu nie robiły, a wręcz czasem te marne, bo grane często wbrew pozycji i ustawieniu forhendowe krosy, czy dość kiepskie bekhendy po linii, kontrował krótkim krosem z bh, który grał wtedy Hiszpan najlepiej w karierze.
Tu tego nie było, tu Fed grał tam, gdzie grać należało w danym momencie, nie zastanawiając się, czy może lepiej atakować niby słabszą stronę rywala, a unikać mocniejszej. Kilka razy się naciął przez to na kontry z fh, ale ogólnie było to dobre dla harmonii w grze i pewności siebie. Podobnie również serwisem szukał swoich najlepszych wariantów(kluczowy wyrzucający na stronę przewagi do fh).
O stronie mentalnej rozpisywać się nie będę, były z jednej strony okresy gry kosmicznej, z drugie typowe dla Szwajcara(zwłaszcza z Nadalem) solidne doły. Jednak trzeba zauważyć, że na problemy reagował jednak inaczej niż w ostatnich(i nie tylko ostatnich) przegranych ważnych meczach, nie było niepewnego głaskania piłki w wymianach, czy slajsowanych wrzutek z returnu, niemal cały czas mieliśmy granie na pełny gaz, na dużym ryzyku. To zrobiło różnicę. Dał radę i to wystarczy za podsumowanie.
Ogólnie znakomity finał w wykonaniu Rogera, na taki mecz czekał on sam i jego fani od bardzo dawna. Pokazał jeszcze raz, jaką siłę ma jego gra, kiedy wszystkie elementy są na swoim miejscu. Wielka wygrana, będąca niewątpliwie efektem bardzo ciężkiej pracy. Wspaniale, że jej efekty przyszły wreszcie w tym najważniejszy meczu turnieju.