Źle się stało, że Nadal skończył z kontuzją, ale to zgrabne rozprawienie się z panoszącą się tu narracją. Przynajmniej niektórzy sprawiali wiele radości trzeźwo myślącemu otoczeniu.
SebastianK pisze:Przyjechał facet i na fali entuzjazmu i wypoczynku zrobił co mógł. Powinien był odpuścić po meczu z Dzumhurem w którym już było widać mocne objawy zjazdu fizycznego. Tymczasem przeciągnął to jeszcze przez dwa mecze i teraz zapłaci dużo wyższą cenę.
Zwykła głupota to jest i tyle. Nie wiem czemu kolejny raz liczysz na jego zdrowy rozsądek.
Djoković grał, krzycząc z powodu bólu łokcia, Murray do samego końca chciał zagrać, choć już w Abu Dhabi było widać, że kompletnie nie nadaje się do rywalizacji, a Nadal też wiele razy grał do takiej granicy bólu, że już nie mógł wytrzymać (np. z kontuzjowanym nadgarstkiem od Madrytu do RG 2016). Wiesz, adrenalina, uzależnienie od tenisa, naginanie diagnoz lekarzy...
Generalnie problem istnieje (bo do czego zmierza ta rywalizacja między Nadalem, Djokoviciem, Murrayem?), na co zwrócił uwagę Nadal po meczu. Wściekły był, jak walnął w krzesełko po porażce, ale z nim nie jest tak źle, bo w przeciwieństwie do Djokovicia i Murraya w zeszłym sezonie mógł trochę zaspokoić swoją chęć wygrywania.
Zgoda z tymi, którzy pisali, że Ciliciowi nie należało się takie zwycięstwo z kulejącym Nadalem, ale i w tym trzecim secie bez kontuzji to Cilić bardziej grał, niż Nadal go wygrał. Djoković przegrał ze swoją azjatycką kopią młodszą o 9 lat i ze swoim łokciem, a Nadal do spółki z kontuzją również za znakomitym rywalem.
Ten Szkielet dinozaura to faktycznie przypadek godny głębszego zbadania. Jest już z nami od półtora roku (i to co najmniej!) i wygląda na to, że człowiek ten dostaje wariacji. Udziela odpowiedzi na najtrudniejsze posty, polemizuje. Jednym słowem, taki Dr Jekyll i Mr Hyde.