To widocznie widziałeś w swoim życiu mało meczów, skoro te między Djokoviciem i Murray'em nazywasz nudnymi i nie możesz na nie nawet patrzeć. Oczywiście, ich ostatni finał z Australii rozczarował (zwłaszcza w porównaniu do pojedynku, jaki stoczyli tam ze sobą rok wcześniej), ale to dlatego, że obaj wzmocnili wtedy trochę grę, co w połączeniu z nieco szybszą niż w poprzednim sezonie nawierzchnią przyczyniło się do większej ilości błędów. Poza tym pamiętaj, że w finałach wielkoszlemowych nie zawsze da się stworzyć wspaniałe widowisko. Jeśli chodzi o US Open 2012, pisałem już na ten temat wielokrotnie. Tamtym meczem rządził wiatr, którego Novak wręcz nienawidzi, ale i tak nie zabrakło w nim sporej dramaturgii, więc został on według mnie niesłusznie przez Was aż tak mocno skrytykowany. Ja tam lubię konfrontacje między tą dwójką. Porównałbym je do walki dwóch zaciekłych psów, o której mówił zresztą kiedyś sam Murray. Oni gryzą się, dopóki jeden z nich nie padnie. I nawet na Wimbledonie nie powinno być inaczej.Mario pisze:Tym samym w niedziele skompletuje Klasycznego Wielkiego Szlema w dziedzinie nie obejrzanych finałów Szlema, bo jak już kiedyś wspomniałem, o ile Novaka i Andy'ego da się oglądać osobno, bo potrafią zagrać naprawdę ciekawe mecze, tak razem tworzą nudne widowiska, na które nie jestem w stanie patrzeć.
Murray wypadł w swoim ostatnim meczu lepiej od Djokovicia, ale trzeba też powiedzieć, że miał łatwiejszego rywala. Wczoraj zastanawiałem się nawet, co by było, gdyby Andy zmierzył się zamiast z Janowiczem z del Potro. Czy Szkot wytrzymałby wtedy tę presję wejścia do finału i bombardowanie ze strony Argentyńczyka, zwłaszcza że kilka miesięcy wcześniej przegrał z nim w Indian Wells?
W dzisiejszym finale chciałbym przełamania klątwy Wimbledonu przez Murray'a, ale na zwycięstwo Djokovicia też nie pogniewam się ani trochę.